poniedziałek, 20 listopada 2017


Stanisław Janecki: Najwyższy czas przestać Tuskowi pobłażać i traktować go jak swawolnego Dyzia, gdy on igra z ogniem

Nie wiem, czy Donald Tusk jest koordynatorem, wykonawcą planu destabilizacji Polski, czy jego autorem, ale robi wszystko, żeby tak jego postępowanie interpretować. I jest to już druga próba wywołania w Polsce chaosu, zamieszek albo wręcz krwawych starć.
Pierwsza akcja Tuska jest znana i szeroko opisana, także przeze mnie, a wiąże się z jego wystąpieniem we Wrocławiu 17 grudnia 2016 r. oraz z tym wszystkim, co miało się zacząć w nocy z 16 na 17 grudnia. A miał się rozpocząć polski majdan, który byłby przesterowany na wprowadzenie w Polsce czegoś w rodzaju stanu wyjątkowego nadzorowanego przez Brukselę i z Donaldem Tuskiem jako namiestnikiem czy też superkomisarzem. Druga akcja Tuska to właściwie razwiedka, zapoczątkowana jego głośnym tweetem (w południe 19 listopada).
Tusk chciał sprawdzić, jakie są nastroje w Polsce i wokół niej. I miało to być pójście za ciosem, czyli zdyskontowanie ostatniej nagonki na Polskę w europarlamencie i Komisji Europejskiej. Tusk dlatego postanowił sprawdzić nastroje, gdyż od ostatnich wakacji nie było znaczącego sukcesu opozycji na ulicach polskich miast, zaś rolę prowokatorów i inspiratorów jakiejś formy ruchawki wzięły na siebie lewicowo-liberalne media. Ale nic im się nie klei, czyli poza zrzędzeniem i atakowaniem czołowych polityków obozu „dobrej zmiany” nie udaje się wywołać awantur na ulicach, które mogłyby się przerodzić w rodzaj majdanu i wywołać efektu domina. Głównie dlatego, że brakuje wiarygodnego lidera. Tusk jest oczywiście zbyt tchórzliwy, żeby zaatakować wprost, uciekł się więcdo prowokacji. Po to, żeby stwarzać wrażenie, iż lider istnieje, a tylko czeka na sposobność, by zacząć działać.
Donald Tusk nie jest na tyle oderwany od polskiej rzeczywistości, żeby liczyć na to, iż ulica wkrótce wybuchnie, a obecnie jest w stanie bliskim wrzenia. Mógł liczyć na jakikolwiek niepokoje, na przykład sprowokowaną złość sympatyków obecnej władzy, zaczepianych w swoich środowiskach po agresywnej wrzutce na Twitterze. A potem na niekontrolowany rozwój wydarzeń i jakieś akty przemocy, niezależnie od tego, kto mógłby się ich dopuścić. Tusk mógł po prostu liczyć na to, że w Polsce się zagotuje. I to jest rzecz niebywała, gdy chodzi o jednego z najwyższych urzędników Unii Europejskiej. Niebywała także historycznie, gdyż nikt przed Tuskiem nawet się nie ośmielił na tego typu zaangażowanie i prowokacje. Prowokację z 17 grudnia 2016 r. można było uznać (z wielkim trudem, ale jednak) za wyskok. Kolejna taka próba układa się już w pewną całość. A to jest tylko to, co widać, bo nie znamy zakulisowych działań Tuska. I nie tylko jest to złamanie unijnego prawa, traktatów i zasad moralnych obowiązujących urzędników UE, ale najzwyczajniej jest to przygotowanie do zamachu stanu, czyli przestępstwo ścigane przez polski kodeks karny z artykułów 127 i 128 i zagrożone karą nawet do 10 lat więzienia. Owszem, to brzmi bardzo poważnie, ale przecież zamachy stanu wielokrotnie zaczynały się od mało znaczących i niedocenianych prowokacji, które skutkowały rewoltami, a nawet wojnami. A ich inspiratorzy często kryli się w cieniu, by wypłynąć, gdy wydarzenia przybrały pożądany obrót.
W wypadku Tuska nie chodzi ani o przypominanie o sobie, szczególnie w kontekście wyborów prezydenckich w 2020 r., ani o jego zaczepny charakter czy odgrywanie się za bardzo chłodne przyjęcie na Placu Piłsudskiego podczas uroczystości 11 listopada 2017 r. Takie psychologiczne wyjaśnienia są miałkie i bez znaczenia. Ważne jest to, co Donald Tusk robił jako premier i co robi po objęciu funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej. A jako premier miał ogromny problem z obroną polskiego interesu narodowego i bardzo wiele zachowań oraz decyzji korzystnych dla obcych państw bądź przez nie wykorzystywanych. Cała jego aktywność po dojściu PiS do władzy to bardzo słabe zaangażowanie w kwestie europejskie i liczne ingerencje w wewnętrzne sprawy polskie, prowokacje oraz manewry. Czynione z pozycji polskiego obywatela, ale jednak ukrywającego się za unijnym immunitetem.
Żaden inny urzędnik UE nie wykorzystywał tak jak Tusk tego immunitetu i swego rodzaju unijnej przykrywki do atakowania państwa, z którego się wywodził. Dlatego nie powinno się mówić o wyskokach Tuska czy jego prowokatorskim usposobieniu, lecz o planie i jego bardzo konsekwentnej realizacji. Planie destabilizacji Polski poprzez jakąś formę zamachu stanu. Najwyższy więc czas, by przestać Tuskowi pobłażać i traktować go jak ekscentryczną świętą krowę. Każdy, kto przygotowuje zamach stanu czy włącza się w takie przygotowania powinien mieć świadomość, w co się bawi. I powinien wiedzieć, czym się taka zabawa może skończyć. Donald Tusk igra z ogniem i nie ma sensu przedstawiać tego jako wygłupów czy zaczepek swawolnego Dyzia.
źródło: wpolityce.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz