środa, 11 stycznia 2012

Czy niesuwerenność to w UE suwerenność?

Ks. prof. Czesław S. Bartnik
(wybrane fragmenty)
Cień nowego stanu wojennego
Trzeba tu wszakże jasno powiedzieć, że znaczna część naszych polityków w sprawie charakteru Unii obudziła się poniewczasie. Wołają, że dopiero teraz zagrożona jest nasza suwerenność w UE. Tymczasem ogół Polaków od początku nie orientował się, o co chodzi z naszym wejściem do niej. Oto do roku 1991 mieliśmy Wspólnotę Europejską, czyli wspólnotę wolnych państw, narodów i kultur. Ale w tymże roku uchwalono na rok 1992 w Maastricht, że będzie to już Unia Europejska, a więc jeden podmiot państwowy, z jedną władzą naczelną (prezydentem, ministrem spraw zagranicznych i obrony, parlamentem), z jednym pieniądzem - euro, jedną gospodarką, z bankiem centralnym unijnym, jedną wspólną polityką zagraniczną i wewnętrzną, wreszcie z jedną ideologią liberalistyczną, "europejską", laicką, czyli ateistyczną, choć ta ostatnia nie była formułowana wyraźnie, a jedynie przez zamilczenie wszelkiej religii.
I oto ta zasadnicza zmiana koncepcji i charakteru nowej Europy uszła uwagi większości decydentów o wejściu do Wspólnoty. Konstruktorzy Unii tymczasem przygotowali dla niej konstytucję, która miała być nadrzędna nad konstytucjami państw członkowskich. I odpowiedni zespół pod kierunkiem wysokiego masona francuskiego Valéry´ego Giscarda d´Estainga przygotował Projekt Konstytucji dla Europy czy pełniej: Projekt Traktatu Ustanawiającego Konstytucję dla Europy, ukończony 16 grudnia 2004 roku. Trzeba pamiętać, że Polska przystąpiła do Unii (Wspólnoty) w maju 2004 r. przed ukończeniem konstytucji, z myślą większości, że przystępuje do wolnej wspólnoty. Projekt ten poddano pod referenda krajowe. Ale Holandia, a następnie Francja odrzuciły go, broniąc suwerenności. Wówczas przeredagowano go nieco jako traktat reformujący Unię Europejską, kamuflując, ale nie przekreślając ducha federacji, eurolandu i superpaństwa. Trzeba natomiast mocno krytykować cały nasz rząd i polityków za to, że w ogóle faktycznie prą w kierunku stworzenia ścisłego państwa unijnego za cenę nawet utraty niepodległości, że nie chcą weryfikować błędu ratyfikacyjnego, nie chcą utworzenia Unii bardziej wolnej, normalnej i rozumnej, popierają jej koncepcję utopijną, federacyjną, hegemonistyczną i w ogóle błędną w każdej niemal dziedzinie, zwłaszcza zaś co do wyrzucenia z niej ducha, moralności, kultury i religii.

W tej sytuacji w obecnej Polsce dzieje się znowu coś tragicznego. Zachowanie się rządu i niektórych partii przypomina jako żywo akt abdykacyjny ostatniego niegodnego króla Polski Stanisława Augusta Poniatowskiego, który 25 listopada 1795 r. w Grodnie, ściągnięty tam przez carycę Katarzynę II, uznał rozbiór Polski i oddał Ojczyznę z całą podłością i głupotą Niemce na tronie carskim: "Ten akt na ręce Najjaśniejszej Imperatorowej wszech Rosji składamy dobrowolnie [oszustwo!] i z rzetelnością (...), zaklinając Najjaśniejszą Imperatorową, ażeby macierzyńską swą dobroczynność na tych rozciągnęła, których królem byliśmy". I, niestety, w tym haniebnym akcie miał król poparcie wielkiej liczby zdegenerowanej i zdradzieckiej szlachty i magnaterii, zarówno świeckiej, jak i duchownej. To też przypomina nasz czas.
I teraz 8-9 grudnia 2011 r. w Brukseli trzeba było aż premiera Wielkiej Brytanii, żeby nie doszło do utworzenia ścisłej federacji europejskiej pod hegemonią Niemiec, gdzie Polska musiałaby abdykować z suwerenności i prawnie, i faktycznie. Ale i to nie skończyło się bez szkody dla nas. Oto nasz rząd przyjął skwapliwie pakt fiskalny, zgodnie z którym UE ma prawo rządzić naszym budżetem, i choć nie jesteśmy w walącej się strefie euro, to jednak mamy przekazać MFW co najmniej 7 mld euro na ratowanie budżetu UE, w tym szczególnie bankrutującym krajom euro: Grecji, Włochom, Hiszpanii, Belgii, Portugalii i Irlandii. I to jest przyrzeczone w czasie, gdy u nas ok. 17 proc. ludzi żyje w wielkim niedostatku, niektórzy cierpią głód, bo nasi gospodarze są nieudolni.
. Kiedy obchodzimy 30. rocznicę stanu wojennego, to odnosimy wrażenie, że coś takiego znowu się dzieje. Tym razem chodzi o wyrzucenie ze sceny państwowej, czyli internowanie katolików i szczerych patriotów: tworzenie złośliwej i wrogiej atmosfery na najwyższej scenie państwowej, niekaralne bluźnierstwa przeciwko Bogu, Kościołowi, Matce Bożej i Biblii, napadanie Antify na Marsz Niepodległości, zakazy dochodzenia prawdziwych przyczyn katastrofy smoleńskiej, usuwanie Pomnika Katyńskiego w Warszawie, przyjmowanie różnych kalumnii ze strony niektórych Żydów, szerzenie poczucia niższości wobec ateizującej ideologii zachodniej... Zagrożone są jeszcze bardziej Radio Maryja, Telewizji Trwam i inne dzieła Ojców Redemptorystów tylko dlatego, że są niezależne, patriotyczne i wiernie katolickie. W ogóle media katolickie są "internowane" jako rzekomo zbyt radykalne, choć jednocześnie dopuszczane są jakąś drogą do głosu takie pisma, jak "Fakty i Mity" lub "Nie". Na ogół nie dopuszcza się do TVP dziennikarzy katolickich, a jeśli już, to w takich przypadkach i układach, żeby wypadli negatywnie. Codziennie natomiast występują raczej ateizujący i patriotyczni "inaczej". Prowadzi się umyślnie do wyprania mózgów z wiary i patriotyzmu i, niestety, odnosi się znaczące skutki. Jacyś dziwnie uprzywilejowani politycy i inni propagandyści rodem z PRL grożą bezkarnie, że musi być zmieniona Konstytucja w duchu zarówno wasalskim wobec UE, jak i ateistycznym. Domagają się rewizji lub nawet odrzucenia konkordatu, rozwiązania Komisji Wspólnej Rządu i Kościoła, usunięcia krzyży ze wszystkich miejsc publicznych, wyrzucenia katechetów - tylko katolickich! - ze wszystkich szkół i placówek oświatowych, a także kapelanów wszelkich ośrodków, nawet ze szpitali, więzień i wojska, i w związku z tym także likwidacji Ordynariatu Polowego WP, parafii i kościołów garnizonowych.
Jednocześnie powracają bolszewickie zakusy, żeby zabić doczesną działalność Kościoła przez podniesienie podatków, już przecież płaconych przez duchowieństwo i instytucje kościelne, przez nałożenie podatków na tace, na ofiary charytatywne, na pielgrzymki do Częstochowy, na wszelkie dobrowolne zbiórki na potrzeby Kościoła realizowane przeważnie wśród ubogich katolików. A nawet jedno z takich "wojennych" ugrupowań domaga się, żeby Kościołowi odebrać na nowo całe mienie zrabowane mu kiedyś - nielegalnie nawet według prawa bolszewickiego, a także by ciąć wszelkie pomoce dla katolickich instytucji socjalnych i charytatywnych, prowadzonych przez katolików, bo instytucje te mają także charakter religijny i katolicki. Przecież jest to zomowski rozbój..
Jeszcze raz: najbardziej jest bolesne, że wznawia się jakiś stan wojenny przeciwko naszej katolickiej młodzieży, zakłada się, że wychowanie i nauczanie religijne jest bezużyteczne społecznie, a powinno być zastąpione ateizmem i amoralnością. Dzieciom i młodzieży sączy się coraz butniej, że należy się wstydzić wiary w Boga i polskości, wyśmiewa się krzyż i inne wartości religijne, zwłaszcza etyczne, sugeruje się normy i zachowania grzeszne, jak seks i narkotyki, a także, choćby implicite, szczepi się poczucie małowartościowości wobec ateistów i nie-Polaków. Młodzież ma się wstydzić godła polskiego i flagi polskiej, a tym bardziej historii, tradycji i kultury polskiej. Kto nami zatem rządzi? Prawda, że każda postawa, także religijna i moralna, winna się unowocześniać, doskonalić i rozwijać, ale nie może rujnować swoich fundamentów, jak chcą "rewolucjoniści".
Niestety, dzisiejszy "stan wojenny" objął dużo więcej dziedzin naszego życia niż w 1981 roku. Dlatego katolicy i patrioci muszą się wreszcie obudzić, zorganizować i zjednoczyć, by czynnie i skutecznie poskromić szalonych opresorów. Bo przyszły na nas znowu jakieś naprawdę ciężkie czasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz