Ewa Stankiewicz |
Byłam w sądzie, który wydał decyzję w przedmiocie aresztowania na trzy miesiące pana Józefa J. Sprawa jest po prostu straszna. Pan Józef ma 62 lata. Niewysoki, chory na cukrzycę, leczy się onkologicznie. 11 listopada z biało-czerwoną flagą osadzoną na „drzewcu” w stylu bambusowej wędki udał się na Marsz Niepodległości. Kiedy wokół niego zaczęły latać kule, dymić race i gaz pieprzowy, Marsz stanął i odcięci od jego czoła ludzie dostali rozkaz rozejścia się, schylony pod ścianą budynku wzdłuż ulicy Marszałkowskiej zaczął kierować się w stronę Alej Jerozolimskich. Tam natrafił na kordon policji. Próba przejścia za dzielnych funkcjonariuszy skończyła się zatrzymaniem. Policjanci zawlekli Pana Józefa jak worek do policyjnej suki z taką siłą, że o warszawski bruk zdarły się zelówki jego butów, odebrali mu flagę na wędce i wrzucili do samochodu. W ślad za nim wsiadł jeden z funkcjonariuszy, który według relacji pana Józefa poinformował go – „Jeszcze k… ten Marsz Niepodległości będzie cię dużo kosztował”. Pan Józef został przewieziony do komendy na ulicę Wilczą. Na policjantach nie zrobiła wrażenia informacja, że jest chory na cukrzycę, że leczy się onkologicznie i musi dostać insulinę. Kiedy powiadomiona jakoś żona przywiozła lekarstwa, odmówiono ich przekazania. Kobiecie powiedziano, że jej mąż będzie miał „opiekę lekarską”. Opieka ta wyglądała tak, że przez całą niedzielę nikt się o zatrzymanego nie zatroszczył. W Pałacu Mostowskich, gdzie ostatecznie trafił, zobaczył jednego z komendantów stołecznej policji, który jego widok skomentował rzuconą z przekąsem uwagą: „o, patriota”. Z tego, co mi wiadomo, insulinę otrzymał dopiero w poniedziałek, bez poinformowania go o dawce. We wtorek 13 listopada został doprowadzony przed sąd – w kajdankach i w butach, z których zgodnie z procedurą usunięto sznurówki, bez paska. Pani prokurator (bardzo chciałabym poznać jej nazwisko i myślę, że warto je ustalić) zażądała aresztowania go na trzy miesiące, bowiem uznała, że nie jest on „uchwytny” w miejscu zamieszkania. Nieuchwytność Pana Józefa polega na tym, że w latach osiemdziesiątych spółdzielnia mieszkaniowa, w której ma mieszkanie, zmieniła numerację swoich budynków. I tak jego blok z siódmego stał się piętnastym. Nawet, gdy na sali sądowej sprawa adresu już się wyjaśniła, nadal domagała się trzymiesięcznego aresztu. Sąd nie przychylił się do jej wniosku. Uznał, iż wędką z flagą uzbrojonym po zęby funkcjonariuszom policji krzywdy zrobić nie można. Ale gdyby Pan Józef posiadał scyzoryk, pewnie trafiłby za kratki na trzy miesiące. Co ciekawe – sądzić go miała znana z procesów politycznych i specyficznego wydawania wyroków sędzia Iwona Konopka. Skład sądu zmienił się dosłownie w ostatniej chwili. Na razie pan Józef został wypuszczony na wolność – zdjęto mu kajdanki, pozwolono zasznurować buty i pójść z żoną do domu. Ale nie oznacza to uwolnienia go od problemów. Będzie odpowiadał z wolnej stopy za udział w nielegalnym zbiegowisku i atak na funkcjonariusza policji. Uzbrojeni po zęby policjanci – chłopy jak byki – oskarżyli o napaść tego niewysokiego, chorego, starszego mężczyznę z flagą na wędce w ręku. Dzięki temu grozi mu 10 lat pozbawienia wolności, bo tyle kodeks karny przewiduje za „czynną napaść na funkcjonariusza policji”. Na rozprawie był w strasznym stanie – roztrzęsiony, zastraszony, prawdopodobnie faktycznie nafaszerowany jakimiś prochami, naprawdę – przykro było na to patrzeć. Istotnie – policja dotrzymała słowa, zrobiła wszystko, żeby „odechciało się” mu demonstrowania swoich przekonań. Mnie coraz częściej brak słów na opis takich sytuacji. W sytuacji, kiedy policjant, który rok temu kopał po głowie innego, człowieka chodzi wolny, gdy na wolność wypuszczana jest mafia pruszkowska, poważny akt oskarżenia ma postawiony bezbronny, chory pan. To jest po prostu straszne. To jest po prostu gangsterka prawa, które zmieniło się w aparat represji. Przecież Pan Józef dosłownie usłyszał, że drogo zapłaci na udział w Marszu Niepodległości. Jeśli to nie jest zastraszanie, to jak inaczej to skomentować? Jak skomentować to, że wszystkie stacje telewizyjne podawały informacje o wyrokach dla „chuliganów” ale żadna nie pokazała sprawy pana Józefa? Ja nie wiem, co ludzie pracujący w policji mają w głowach. Przecież policjanci są nam bardzo potrzebni, my chcemy czuć się bezpieczni, potrzebujemy sprawnych, uczciwych, rzetelnych funkcjonariuszy. Jednak jeśli ci ludzie są hodowani w szyderstwie wobec patriotyzmu, są zaprogramowani z jednej strony na obronę gangsterki u władzy, a z drugiej naszczuci na bezbronnych ludzi z ulicy, nastawieni na sekowanie uczuć patriotycznych, to porządek prawny staje na głowie. Nie chcę generalizować – wiem, że w policji jest wielu porządnych ludzi, zdarzało się, że do namiotu Solidarnych podchodzili policjanci i pokazywali „Victorię”, mówiąc: „jesteśmy z Wami”. Ale nie mogę pojąć, jak można było w ogóle dopuścić do zatrzymania takiego człowieka, jak pan Józef. To jest niewyobrażalny skandal. Nie wiem, czy policyjna, ale bardzo dużo wskazuje na to, że zamieszki w czasie Marszu to była prowokacja. Nie wiem, być może policja była tylko narzędziem. Ale już samo rozdzielenie Marszu wskazuje na prowokację. Przecież dzięki temu zabiegowi czoło Marszu, które stało się całą demonstracją, było niewielkie liczebnie. Ludzie w oddzielonej części, wśród których byłam i ja, usłyszeli komunikat, że mają się rozejść, że Marsz jest rozwiązany. Tylko że nie było gdzie „rozejść się” w otoczonym kordonami policji tłumie. I na szczęście było za dużo ludzi, żeby nie liczyć się z nami, którzy się nie rozchodziliśmy. Organizatorom udało się opanować sytuację, połączyć Marsz i ruszyć dalej. Ale wiem też, że Narodowcy skarżą się, że policja nie dopuściła ich do pomnika Piłsudskiego. Mało tego – mieli naciski ze strony Urzędu Miasta, żeby zmienić trasę przemarszu ze względu na oficjalny marsz prezydenta Komorowskiego. Jest to absurdalne, bo ten kilkusetosobowy, jak ktoś policzył, pochód zakończył się parę godzin wcześniej. Gdzie więc ta „kolizja manifestacji”? Chcę to podkreślić – ja nikomu nie odmawiam swobody pójścia w marszu prezydenckim. Niech sobie idą. Ja bym ze zdrajcami nie szła. Nie rozumiem, jak można iść w marszu dla Niepodległej Polski z ludźmi, którzy najprawdopodobniej wystawili prezydenta Polski na śmierć. Ta ich „wspólnota” to jest wspólnota gangsterów i zdrajców. Ja w takiej wspólnocie nie chcę być. I większość Polaków nie chciała, pokazując, że ma swój rozum. Jedność – tak. Powinniśmy być razem. Ale nie można być razem z nie osądzonymi i nie ukaranymi, i wciąż panoszącymi się gangsterami i zdrajcami. Nie można. Oni wzywają do jedności ale mają inne cele niż my. Z takiego wspólnego działania, gdzie ludzie mają rozbieżne cele, nic dobrego nie wyjdzie. Przy okazji bardzo serdecznie dziękujemy .Ewie Stankiewicz za zajęcie się sprawą naszego kolegi i nagłośnienie jej w dostępnych,niezależnych mediach oraz pilotowania dalszego postępowania tej,skandalicznej sprawy. |
czwartek, 22 listopada 2012
„Jeszcze k..wa ten Marsz Niepodległości będzie cię dużo kosztował”-usłyszał nasz kolega Józek od POlicji ,która strzelała do bezbronnych Polaków....
Nie można być razem z gangsterami i zdrajcami
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz