sobota, 21 lutego 2015

Jan Pietrzak: Zakończmy rządy półinteligentów. Media mają zlecenie na Andrzeja Dudę

Dodano: 21.02.2015 [21:14]
Jan Pietrzak: Zakończmy rządy półinteligentów. Media mają zlecenie na Andrzeja Dudę - niezalezna.pl
foto: Filip Błażejowski/Gazeta Polska
- Komorowski to taki chłopek roztropek jak Gomułka, wyjaśniający, skąd się bierze powódź („deszcz spada z góry”), opowiadający Obamie o bigosowaniu, rozdający różowe baloniki w Święto Flagi, chichoczący nad trumnami na lotnisku… I wygłaszający całe tasiemce oczywistych banałów z miną odkrywcy nowej galaktyki – mówi satyryk Jan Pietrzak w rozmowie z Piotrem Lisiewiczem z „Gazety Polskiej”.

„Gazeta Wyborcza” bardzo nie lubi używanego przez Pana w kabarecie przydomku „Komoruski”. Adam Michnik apelował do Kościoła – to nie żart – by uznał posługiwanie się nim za grzech ciężki. Andrzej Celiński uznał go za chamski. Odnoszę wrażenie, że oni czują, iż jest to jakoś dla nich niebezpieczna zbitka słowna.

Człowiek inicjujący i wspierający z ambasadorem Rosji budowę pomnika Armii Czerwonej na polu Bitwy Warszawskiej sam dobitnie pokazuje, jakie są jego sympatie… Zasługuje na mocne szyderstwo. Poza tym panowie Michnik i Celiński z pewnością nie są specjalistami od eleganckiego stylu, a tym bardziej od poczucia humoru. Jak powiedziałby Herbert: zaiste ich retoryka nazbyt parciana, parę pojęć jak cepy…

Ostatnie miesiące pokazały, że to właśnie ten „Komoruski” cieszy się najbardziej bezwzględną ochroną mediów. A gdy Andrzej Duda stanął mu na drodze, wszelkie standardy przestały obowiązywać.
Bo „gówne” media są antypolskie. Dobitnym przykładem na to jest z uporem maniaka podtrzymywana przez nie od pięciu lat putinowska wersja katastrofy smoleńskiej. Żeby choć cień zadumy nad pancerną brzozą… Żeby choć prezentacja różnych ekspertyz… Mowy nie ma. Bezczelny, załgany raport Anodiny to dla mainstreamu święte przykazanie. Teraz dostali zlecenie na Andrzeja Dudę. Nic mu nie będzie oszczędzone. Żadne upokorzenie go nie ominie.

Widział Pan za swojego życia najróżniejszych władców rządzących Polską, choć rzadko z polskiego nadania. Jak Panu się wydaje, którego z nich najbardziej przypomina Bronisław Komorowski?
To taki chłopek roztropek jak Gomułka, wyjaśniający, skąd się bierze powódź („deszcz spada z góry”), opowiadający Obamie o bigosowaniu, rozdający różowe baloniki w Święto Flagi, chichoczący nad trumnami na lotnisku… I wygłaszający całe tasiemce oczywistych banałów z miną odkrywcy nowej galaktyki.

Wśród wielbicieli Komorowskiego szczególną rolę odgrywa telewizja publiczna. Od niedawna flagowy program tej telewizji „Wiadomości” ma nową czołówkę. A jej kulminacyjnym momentem jest najazd na zegar na wieży Pałacu Kultury.
Syf Stalina nad Warszawą to ich powód do dumy. I trzysta kilkadziesiąt pomników wdzięczności dla rosyjskich okupantów w różnych miejscowościach. Po 25 latach „wolności,” którą lubi się przechwalać prezydent, stoją na cokołach i straszą polskie dzieci. Przypominam więc, że III Rzeczpospolita powstała w półwolnych wyborach i dysponujemy tu jedynie półwolnością. Co nie znaczy, że do końca świata musimy godzić się na rządy półinteligentów.

W II RP warszawski Sobór Newskiego, symbolizujący carską władzę, został zburzony. Pałac Kultury ćwierć wieku po 1989 r. góruje nad Warszawą. Henryk Józewski, współpracownik Piłsudskiego, pisał, że sobór był prostolinijnym aktem agresji przeciwko Polakom, który nie udawał nawet, że nim nie jest. Bo przecież w Warszawie nie było prawosławnych Polaków. Tymczasem Pałac Kultury był czymś o wiele gorszym, wzniesionym po to, by „świat kultury polskiej zmienił się według schematu obowiązującego w Rosji sowieckiej”. Polskość nie tłamszona, lecz „odbudowywana”. Na sowiecką modłę.
Na zrujnowanej Warszawie Stalin musiał postawić but. Pałac gubernatora. Gdyby Polska po wojnie odzyskała wolność, w centrum Warszawy stanąłby gigantyczny krzyż ze słowami „wolność krzyżami się mierzy” z piosenki o czerwonych makach na Monte Cassino. Polacy kończyli wojnę w obozie zwycięzców. Niestety, pośród sojuszników byli zdrajcy, którzy sprzedali nas Stalinowi.

Feliks Konarski, czyli Ref-Ren, autor „Czerwonych maków”, kpił, że Pałac Kultury jest po to, żeby za komuny „z każdego okna i z każdego podwórza widać było kulturę. Że jest. I że taka duża”. Miał Pan okazję poznać Ref-Rena i mam wrażenie, że pomiędzy Pana i jego poczuciem humoru istnieje jakieś duchowe pokrewieństwo.
Znałem dobrze Ref-Rena, nawet zaproponował, by mówić mu Felek. W 1980 i 1981 r. sporo grałem w Chicago. Przychodził na wszystkie przedstawienia. Nie raz, nie dwa prowadziliśmy nocne rodaków rozmowy. Był uroczym człowiekiem. Namawiałem go do powrotu do Warszawy. Gdyby nie stan wojenny, występowałby w kabarecie Pod Egidą. A może i swoją koleżankę z teatru 2. Korpusu by namówił? Renatę Bogdańską, żonę generała Andersa. Z panią generałową miałem, już po roku 1990, przyjemność występować w środowiskach emigracyjnych. Felek tych lat nie doczekał. Dekadę wcześniej był w świetnej kabaretowej formie.

Założone przez Pana Towarzystwo Patriotyczne chce zbudować w Warszawie, w setną rocznicę 1920 r., Łuk Triumfalny Bitwy Warszawskiej. Jak wytłumaczy Pan zwykłemu, zagubionemu Polakowi, dlaczego ma dla niego znaczenie, czy nad Warszawą góruje Pałac Kultury, czy Łuk Triumfalny? Kiedy on zapyta, jak to przekłada się realnie na jego poziom życia, płacę i na to, czy jego dzieci będą musiały emigrować?
To są niezwykle mocno związane ze sobą sprawy. Tylko w swoim państwie, rządzeni przez najlepszych, mądrych i uczciwych rodaków, Polacy mogą się rozwijać, bogacić, tworzyć. Pod okupacją, pod zaborami będziemy jak niewolnicy wyzyskiwani i eksterminowani. Nasza wspaniała kultura będzie niszczona. Nasza piękna historia będzie zakłamywana. Będziemy dojeni finansowo na wszystkie możliwe sposoby, degradowani, zmuszani do emigracji… Symbole narodowe pozwalają znaleźć oparcie w trudnych czasach. Takim symbolem ma być Łuk Triumfalny Bitwy Warszawskiej.

W ostatnich latach powstał w Polsce nowy typ artysty. Jego twórczość polega na tym, że włącza kamerę w laptopie i coś tam śpiewa albo mówi. I umieszcza to na YouTube. Tak robi wielu młodych, zbuntowanych ludzi. A obok nich pomnikowy Jan Pietrzak.
Jakoś nie czuję się pomnikowo. Występuję dopiero 55 lat i powoli się rozkręcam. Jeżeli jednak Szanowny Elektorat zrealizuje słowa mojej pieśni i Polska stanie się Polską, nie wykluczam, że zajmę się pisaniem wspomnień, bo nazbierało się ich co niemiara, a wydawnictwa mnie atakują…

Patriotyzm obudził się w Polsce na nowo poprzez młodych ludzi, raczej z dołów społecznych niż z góry. TVN mówi dziś z obrzydzeniem o „kibolach”, tak jak sekretarze z 1980 r. pogardzali „robolami”. Jak Pan to widzi, w młodości niebezpieczny chuligan z Targówka?
Nie zdążyłem być chuliganem, bo w wieku 11 lat mama oddała mnie do wojska, gdzie nieźle dostałem w d…. Ale jak mnie wyrzucili za konfliktowość, niesubordynację itp., przez pięć lat byłem „robolem” w Warszawskich Zakładach Telewizyjnych. Bardzo lubiłem elektronikę, ale nieustannie brakowało części zamiennych i były przestoje. Zacząłem się rozglądać za ciekawszym zajęciem i tak trafiłem do klubu Hybrydy. Mówiłem wiersze i śpiewałem piosenki. Okazało się, że można się z tego utrzymać. I tak zostało. Ale to temat na odrębne wspomnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz