niedziela, 17 kwietnia 2016


Korea Północna. Bez wątpienia jest to jedno z najbardziej nieludzkich miejsc do życia na naszej planecie Wyróżniony

pixabay.compixabay.com


Jest sobie taki kraj, oddalony od Polski w linii prostej o ponad 7 tysięcy kilometrów i graniczący od północy z Chinami i Rosją, a od południa z Republiką Korei. Skansen stalinizmu, jedyny już taki w dzisiejszych czasach, nie jest połączony z internetem, a jego obywatele jedyną wiedzę o świecie czerpią z oficjalnej partyjnej gazety lub - ale to tylko ci zamożniejsi - z jedynego dostępnego kanału telewizyjnego, jak nietrudno się domyślić – rządowego.
W Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej, bo o niej mowa, na każdym kroku można spotkać plakat propagandowy, na którym widnieje nabity na bagnet amerykański żołnierz albo grad rakiet uderzających w Biały Dom, wszystkie też są pełne haseł, wzywających do wojny z „imperializmem”.
W KRLD pojęcie „praw człowieka” nie jest znane. Na zdjęciach satelitarnych widać olbrzymie kompleksy, oddalone od nielicznych miejsc, przeznaczonych dla oczu równie nielicznych turystów, miejsc, które są obozami pracy (nazywanymi tu „reedukacyjnymi”) lub obozami koncentracyjnymi.
Korea Północna trwa jednak nieprzerwanie od ponad 60 lat. Ani upadek żelaznej kurtyny, ani reformy gospodarcze w Chinach nie podkopały fundamentów ustrojowych państwa rządzonego przez dynastię Kimów. I zapewne nikt specjalnie nie przejmowałby się Koreą Północną, gdyby nie jej agresywna polityka zagraniczna i niestrudzone prace nad skonstruowaniem własnej bomby atomowej (prawdopodobnie zakończone sukcesem). Warto przy tym dodać, iż KRLD wielokrotnie od czasu zawarcia rozejmu z Koreą Południową (czyli od 1953 roku) dopuszczała się czynów, które w normalnych warunkach stałyby się asumptem do konfrontacji zbrojnej – porywała obywateli Republiki Korei lub Japonii z ich własnych krajów, prowadziła lokalny ostrzał terytorium południowego sąsiada czy zorganizowała nieudaną próbę zamachu na jego prezydenta. Wszystko to uszło reżimowi Kimów niemalże na sucho.
Dlaczego piszę akurat o Korei Północnej? Bez wątpienia jest to jedno z najbardziej nieludzkich miejsc do życia na naszej planecie. I to nie leżące gdzieś w dalekiej Afryce, lecz graniczące ze światowymi potęgami. Dlaczego USA, które ze znaczniej bardziej błahych powodów „wprowadzały demokrację” w innych państwach nie chcą ingerować w Koreę Północną, która wprost grozi Waszyngtonowi „nuklearną zagładą”?
Otóż dlatego, że KRLD ma silną i liczną armię oraz ładunki nuklearne, a to właśnie jest gwarancją istnienia dyktatury Kimów. Co prawda Koreę Północną dotykają sankcje, jednak stosowane są one na przemian z „pomocą międzynarodową” i finansowymi nagrodami za chwilowe wstrzymanie prac nad zbrojeniami.
I gdzie tu jest sprawiedliwość? Świat przymyka oczy na nieludzki terror panujący w Korei Północnej, bo Kim Dzong Un zgrzyta zębami i straszy, a my prowadzimy politykę zagraniczną „białego gołąbka przyjaźni” ze wszystkimi, co – jak chyba każdy widzi – przynosi więcej zgniłych owoców, niż realnych korzyści dla Polski.
Oczywiście nie twierdzę, że Polska powinna straszyć innych nuklearną zagładą i ostrzeliwać sąsiednie kraje. Jednak jeżeli chcemy być państwem, z którym na arenie międzynarodowej trzeba się liczyć, musimy mieć odpowiednie argumenty, strategię i temperament. A tego, przynajmniej w chwili obecnej, niestety nam brakuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz