wtorek, 13 września 2016

"Smoleńsk" Krauzego to walka o prawdę

Dodano: 13.09.2016 [17:22]
"Smoleńsk" Krauzego to walka o prawdę - niezalezna.pl
foto: kadr z filmu
„Nie mam zamiaru im pomagać w nakreślaniu ich [PiS-owskich] bzdurnych przekonań” – deklarował Marian Opania, odrzucając propozycję zagrania prezydenta Lecha Kaczyńskiego w filmie Antoniego Krauzego. A w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” odtwórca roli dziennikarza konformisty w „Człowieku z marmuru” oświadczył: „Ci, co wierzą w zamach, są bandą szkodników, która zachowuje się jak sowieccy agenci”. Przytaczam te słowa, bo czas dojrzał, aby „spisane były czyny i rozmowy”.

Czas po premierze „Smoleńska”, po 6 latach od tragedii, kiedy ulicami Warszawy (i wielu innych miast) z poświęceniem i uporem 10. dnia każdego miesiąca wciąż płyną w marszach pamięci dziesiątki tysięcy ludzi. Czy właśnie oni, według Opani, są „szkodnikami, sowieckimi agentami”? Agenci sowieccy czy narodowa wspólnota, która kolejny raz po katastrofie smoleńskiej w dniach żałoby na Krakowskim Przedmieściu „rozpoznała się w jestestwie swoim” i nieprzerwanie swoją odzyskaną tożsamość demonstruje?

Film Antoniego Krauzego jest, oprócz wielu innych swoich walorów, hołdem złożonym pamięci i wierności tej narodzonej 10 kwietnia 2010 r. wspólnocie.

I to ona, ta właśnie wspólnota, jest najważniejszym bohaterem filmu Krauzego.

Przyznam – bardzo się bałam tej premiery. Bałam się, jak wśród tylu przeciwieństw – odmowy dotacji przez ówczesne władze, co trzeba uznać za swoistą cenzurę prewencyjną, ostracyzmu środowiska aktorskiego, piętrzących się na ostatnim etapie trudności technicznych – wybrnie z niełatwego zadania reżyser pamiętnego „Czarnego czwartku”. Antoni Krauze nie tylko wybrnął, on zwyciężył.

Krauze postawił ważne pytania

Dla ilu z nas pamiętny kwietniowy dzień 2010 r. rozpoczynał się oczekiwaniem na transmisję z Katynia? Dla tysięcy, dziesiątków tysięcy? Antoni Krauze tak właśnie otwiera swój film i wchodzi w pamięć zbiorową: dziennikarka (Beata Fido), wychodząc do studia, przypomina o transmisji mężowi. Oczekiwanie, a potem strumień faktów – suchy, jak na dokumentalistę przystało. Zapis faktów, tak jak je wszyscy – chyba bez wyjątku – pamiętamy. Strumień pamięci zbiorowej rozwija się wraz z przejmującą muzyką Michała Lorenca, zapamiętaną na zawsze z czasu pogrzebów i żałoby. Można sobie wyobrazić, jak trudne to przeżycie dla rodzin ofiar – te sceny ogląda się ze ściśniętym gardłem i łzami w oczach. Jak wtedy. Równolegle z tematem tragedii smoleńskiej rozwija Krauze temat medialnej manipulacji i kłamstwa rozgrywający się już kilkanaście dni po tragedii. Uosobienie medialnego oszustwa, szef stacji TV (świetny w tej roli Redbad Klijnstra) „wdrukowuje” w swoją podwładną oficjalny przekaz: wina była pilotów, wyjaśniać nie ma czego. Przekaz, który w 2010 r. – jak świetnie pamiętamy – szedł z ust samego ministra obrony narodowej. A powtarzali go, zgodnie z „instrukcją”, różni usłużni dziennikarze. Krauze odnotowuje wszystko: SMS-y rozsyłane do członków PO w sprawie „właściwej” interpretacji dramatu, oddaje atmosferę bluźnierczych „happeningów” na Krakowskim Przedmieściu, mnoży pytania: dlaczego konwencja chicagowska i oddanie śledztwa w ręce Rosjan, śledzi „seryjnego samobójcę”, pokazuje ofiary: Remigiusza Musia, generała Petelickiego i wielu innych, pokazuje niszczenie wraku na Siewiernym przez Rosjan. Tropiąc nadużycia mediów, równolegle gromadzi, rzec można, dokumentację śledztwa: kto i dlaczego? Fikcja filmowa ściśle splata się z dokumentem.

Historia manipulacji

Jeden z filmowych bohaterów, pierwowzorem był zapewne minister Łapiński, dyskretnie naprowadza dziennikarkę na ślad odsyłający do zorganizowanej przez prezydenta Kaczyńskiego w Tbilisi obrony Gruzji przed inwazją rosyjską. Cięcie i widzimy dokumentalny kadr: Tusk z Putinem na molo w Sopocie. Dialog niemy, a po nim filmowa para prezydencka (Ewa Dałkowska i Lech Łotocki) zastanawia się, o czym była rozmowa…

Z samego lotu i komend z budy zwanej wieżą kontroli lotów w Siewiernym Krauze odnotowuje wszystko, co w tej sprawie wiadomo. Przede wszystkim ważny nakaz kogoś spoza wieży, aby sprowadzać Tu-154M na wysokość 50 m. Reżyser nie rozstrzyga sprawy. Gromadzi dla widza materiał dowodowy, pozostawiając mu wolny wybór: będziesz zwolennikiem pancernej brzozy czy przejrzysz wreszcie na oczy?

Nad sferą faktów – medialnej manipulacji, mozolnego dochodzenia do prawdy przez protagonistkę filmu, dziennikarkę, walki o prawdę w umyśle i sumieniu widza – nadbudowuje Krauze finał piękny, przejmujący. Finał, który poniesie film w stronę legendy i wielkiego narodowego mitu. Obraz 1: „Tutka" rozpada się w powietrzu, płonie żywym ogniem. Po chwili, obraz 2: w kadrze barwy mundurów – zielono-mglistej, spotkanie tych z Katynia i tych ze Smoleńska. Sztafeta, łańcuch pokoleń: czy nie tak to wszyscy czuliśmy wtedy? Czy nie tak brzmiała w naszych uszach tamta anonimowego autora piosenka „Lot orłów przerwany”? I wreszcie kadr ostatni, zamykający film: ludzka rzeka płynąca w mroku wieczoru, pośród świateł świec i rozwiniętych sztandarów – Polską, Krakowskim Przedmieściem, z szeptem zbiorowym: „Zdrowaś Mario, łaski pełna…”. Rzeka włączona jako kolejne ogniwo w niekończący się łańcuch pamięci pokoleń, odwiecznej polskiej pielgrzymki ku prawdzie, polskiej Golgocie i Nadziei.

Ku przebudzeniu

„Smoleńskiem” Antoni Krauze stworzył nowy gatunek filmu. Jak go nazwać? Paradokumentem? – za mało. Mniejsza zresztą o nazwy – ten film będzie trwał w naszej polskiej pamięci jako niezwykłe świadectwo wielkiej, zbezczeszczonej tragedii, jako świadectwo małości i wielkości „człowieka w Polaku”. Wreszcie jako świadectwo mądrości sumienia zbiorowego, które nie poddało się kłamstwu i manipulacji. Czy to jest sumienie całej polskiej wspólnoty? Z pewnością nie. Czy Antoni Krauze chce społeczeństwo dzielić? Z pewnością nie. On chce je budzić.

Pewnych drobiazgów można by się w tym filmie czepiać. Mnie też nie satysfakcjonuje gra protagonistki Beaty Fido. I cóż? Film nie jest o niej, jest o mechanizmach narzucanych pewnym środowiskom, o losach wspólnoty kształtowanej przez ludzi różnych: indywidualności marne i wielkie, konformistyczne i odważne. Pozostali aktorzy wypełnili swoje zadania nienagannie: Halina Łabonarska (matka dziennikarki), Ewa Dałkowska (Maria Kaczyńska), Aldona Struzik (generałowa Błasikowa), Lech Łotocki (prezydent Kaczyński), Jerzy Zelnik (polityk manipulator). Nie zagłębiam się w szczegóły ich gry, bo wszystkich ich łączyło jedno: nie gwiazdorzyli, nie starali się imitować postaci historycznych. Starali się jakby po prostu nimi być. Wzruszająca i dawno zapomniana cnota aktorów – cnota skromności. Mieli z pewnością wielką świadomość odpowiedzialności za swoje zadania.

Bój o prawdę

Już pierwszy dzień po premierze filmu pokazał, że nie będzie łatwo. Ataki już się rozpoczęły. Katarzyna Janowska w TV Onet wychodzi ze skóry, aby znaleźć haka na realizatorów. Z miernym skutkiem. Główny negatywny bohater dni tragedii smoleńskiej, TVN, nadaje krytyczny wywiad o filmie z Arkadiuszem Wosztylem, dowódcą jaka-40, który… nie jest Arkadiuszem Wosztylem. Antoni Krauze z całą odwagą przeciwstawił się kłamstwu. Ale walka o prawdę ze zwolennikami pancernej brzozy trwa.
KOMENTARZE:
Nie miałam żadnych obaw przed projekcją filmu i słusznie- mistrz Antoni Krauze zrobił znakomity film- portret wspaniałych Polaków, dumnych, wrażliwych, godnych, prawych, którzy w tamtym czasie byli tam, gdzie być powinni,pod Krzyżem, aby oddać cześć i szacunek Zabitym. Oni rzeczywiście są najważniejszym bohaterem zbiorowym. Fragmenty dokumentalne są po prostu oddaniem FAKTÓW!!! Były tłumy modlących się wspaniałych ludzi i fakty, niestety nie docierające np.do POsła szejnoblesia - haniebne zachowania palikoterii i najgorszego sortu żulii. Padły FAKTYCZNE słowa ówczesnego premiera o HAPPENINGU. Był sms dorzynającego watahę, jako przekaz-matka przekazów, obowiązujących w mainszambie medialnym zwł.w walterowni i był seryjny samobójca- FAKT i to ICH boli. Nie zgadzam się, że gra B.Fido była taka sobie. Moim zdaniem, aktorka znakomicie pokazała właśnie cynizm, karierowiczostwo, grubą skórę takich pochamkolendolejnikowych szmbiarek WSI24. Resztki człowieczeństwa i przebłyski krytycyzmu bohaterki oraz wyrzuty sumienia widać doskonale w ostatniej scenie. Ona "nie należy" już do lemingowej GWnodajni, zdaje się być po stronie pogardzanych ale też czuje, że nie ma prawa należeć do nich. Widać uczucie niemocy spojrzenia w lustro bez splunięcia na swój widok. Bronię B.Fido. Kreacja L.Łotockiego jest naprawdę genialna i nie wyobrażam sobie by to mógł zagrać ten, co to po chamsku odmówił-niech spada do leśnejgóry czy jakoś tam (nie oglądam). Dalej, znakomita rola A.Strózik i R.Klinstry- super sq..syńskiego szefa redakcji. Zbudowana narracja, pokazująca rozkład na czynniki pierwsze MANIPULACJI mediów i wdrukowywanie w umysły ludzi kłamstw- goebels byłby dumny- świetnie utkana przez reżysera - reakcje ludzi na te oficjalne raporty(baby-przekupy o gen Błasiku). Jest też wykrzyczenie w twarz czy raczej mordę kłamcom i pancernym brzozowcom, że tylko idiota wierzy w teorię, podważającą zasady fizyki- (sceptyczny od początku partner dziennikarki). Ale pancerniacy będą niestety wypierać logikę i POzostaną pancerniakami- to też pada w filmie- kobieta mówi o swoim synu- lemingu, który nawet jeśli padną ostateczne dowody na obalenie kłamstwa smoleńskiego to POzostanie przy brzozie do końca..
Koniecznie iść na film. A scena jednocząca wszystkich zabitych jest w lesie katyńskim jest GENIALNA! No i muzyka Lorentza- mroczna i niezwykle sugestywna.

Przed dwoma godzinami wróciłam z kina- po obejrzeniu "Smoleńska". Wszystko wróciło ...... pamiętam cały ten tragiczny dzień- zwłaszcza że zginął mój Kolega z ogólniaka Generał Franciszek Gągor. Reżyser nie musiał nakręcić oskarowego arcydzieła- pokazał dramat rodzin i zwykłych Polaków, manipulację mainstremu i zwykłej szczujni -podkreślając to autentycznymi filmami emitowanymi w TV w tych tragicznych dniach. Dziękuję za ten film. A że Opania odmówił..... to świadczy o jego małości- a może po prostu się bał????
tak się zastanawiam
tak wielu ludzi wykształconych, polityków i dziennikarzy, naukawców i celebrytów jest wrogo i ręcz napastliwie nastawieni do tych, którzy mieli i mają wątpliwości, którzy uważają, że tak jak to opisała Anodina i Lasek nie mogło być,
że przeczą temu prawa fizyki i zdrowego rozsądku
Zastanawiam się więc - co się stanie - gdy jednak się okaże, że to była ZBRODNIA
i to ZBRODNIA o której nawet sam tfu.sk powiedział wprost: "...lepiej nie znać prawdy i nie mieć wojny,
niż znać prawdę i mieć wojnę"
Czy wtedy te wszystkie dziennikarzyny, politycy, celebryci, naukawcy i "ałtorytety niemoralne" popełnią zbiorowe samobójstwo?
czy wykopią sobie sami wieeeeelki dół w lasku smoleńskim i się sami zakopią na 1 metr głęboko?
Ja wtedy bym chętnie posadził na tym kurhanie pancerne brzozy

to pierwszy Film fabularny który stał sie dokumentalnym (dla nielicznych)

Jedno drugiego nie wyklucza. Najważniejsze jest , jakie jest twoje przesłanie, od Ciebie napisane. Może rozwiniesz się bardziej od SIEBIE?

W pewnym państwie istniejącym tylko w teorii powstała nowa religia. Lemingi uprawiają bałwochwalstwo. Wierzą w pancerną brzozę, a ich kapłanami są bałwany promujące ten niedorzeczny kult.

Po filmie należy wyświetlać program SRAVN z fałszywym Wosztylem jako podsumowanie całej wrogiej propagandy.

"Smoleńsk" - patriotyczne zadanie domowe do odrobienia
O tragedii narodowej
"To jest prawdziwa wojna!!! Wiecie, jaką obstrukcję zgotowali nam polscy bracia" - grzmiał prezydent Rosji w odtajnionej rozmowie z 2008 r. (rok napadu Rosji na Gruzję). A potem były największe od zakończenia II wojny światowej manewry Federacji Rosyjskiej symulujące wojnę z Polską i NATO oraz tajne rozmowy Tusk - Putin na sopockim molo. A następnie śmierć Prezydenta Rzeczypospolitej i 95 innych wybitnych Polaków, w tym wszystkich najwyższych rangą dowódców sił zbrojnych RP i NATO, nad spowitą mgłą rosyjską ziemią. No i oddanie śledztwa Rosjanom, którzy nie zapobiegli ani zuchwałemu okradaniu zmarłych z kart płatniczych, ani bezczelnemu niszczeniu dowodów w sprawie, ani bestialskiemu wystawieniu pokieraszowanych ciał ofiar katastrofy na pokaz w Internecie.
O potrzebie filmu
To wstyd, że dopiero po ponad 6 latach, po długich 77 miesiącach od katastrofy Polacy mogą obejrzeć film poświęcony tej tragedii. Wstyd tym większy, że wcześniej polscy widzowie byli molestowani, za pieniądze potrącane z ich zarobków, antypolską propagandą oczerniającą nasz Naród na całym świecie. Tym większe zatem wyrazy wdzięczności i szacunku trzeba złożyć i Reżyserowi, i Aktorom, którzy na pohybel antypolskim dywersantom, zawalidrogom i turkuciom podjadkom zrobili ten film. Dzięki!
"Smoleńsk" jako dzieło sztuki filmowej i probierz patriotyzmu
Cieszy, że w obsadzie mamy największe gwiazdy polskiej sztuki filmowej z Jerzym Zelnikiem, Ewą Dałkowską, Haliną Łobonarską na czele. Cieszy też, że w dzieło promowania prawdy i sztuki przez wielkie S włączyli się zdolni i już znani aktorzy nieco młodszego pokolenia, tacy Anna Samusionek czy Redbad Klynstra. To budujące, że oto swój talent Polakom oddali celebryci świecący nie golizną czy cynizmem, lecz pięknym przykładem profesjonalizmu, polskiego patriotyzmu i szlachetnego poszukiwania prawdy.
O potrzebie upowszechniania dzieła
Pójście do kina na film "Smoleńsk" powinno być patriotyczną powinnością każdego dorosłego Polaka, a także, bez żadnego "ale", szkolnym obowiązkiem każdego ucznia gimnazjum oraz szkół ponadgimnazjalnych. Warto też zweryfikować wiedzę o najnowszej historii Polski i Jej wybitnych Bohaterach podczas testów, egzaminów i innych sprawdzianów wiedzy egzekwowanych od młodych Polaków. Bo przecież "Takie będą Rzeczpospolite, jakie Ich młodzieży chowanie"...
O potrzebie rozliczeń
Niestety, prawda, z powodu rażących, skandalicznych zaniechań niesławnej pamięci polityków, głoszących zuchwale, że polskość to nienormalność - może być bardzo trudna do ustalenia. A dojście do niej może coraz bardziej dzielić nasz Naród. Za zaniedbania i zaniechania należy winnych osądzić i surowo ukarać. Tego domaga się polska racja stanu i pamięć o ofiarach najtragiczniejszej z katastrof w dziejach Polski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz