środa, 2 listopada 2016

Platformersi obsadzili zarząd nieistniejącej elektrowni jądrowej i przyznali sobie atomowe pensje po 100 tys. zł. A ty, szaraku, zdychaj za 1500 zł...
wpis z dnia 2/06/2015
foto: PlatformaRP (Flickr.com / CC by SA 2.0) | Felix Konig (Wiki / CC by SA 3.0)
Platformiane władze naszego kraju od 6 lat (!) nie potrafią nawet wybrać lokalizacji dla planowanej elektrowni atomowej, a co dopiero wziąć się na poważnie za jej budowę. Ostatni raport NIK nie pozostawia złudzeń - pierwsza polska siłownia jądrowa prawdopodobnie nie będzie ukończona do 2025 roku i nastąpi kolejne opóźnienie (pierwotnie miała powstać już 2020 roku). Mimo to, ekipa rządowa zdecydowała o utworzeniu specjalnych spółek Skarbu Państwa, które mają zarządzać budową elektrowni. W zarządach tych spółek zasiadali ludzie powiązani z Platformą, którzy co miesiąc pobierali "atomowe" pensje sięgające nawet 100 tys. zł. By żyło się lepiej... swoim! 
Dziennikarze "Gazety Wyborczej" ustalili, że płace w zarządzie spółek należących do państwowego koncernu Polska Grupa Energetyczna (PGE), które miały się zajmować budową polskiej elektrowni atomowej, wynosiły prawie 100 tys. zł miesięcznie. Gazeta dotarła do oświadczenia majątkowego Zdzisława Gawlika - byłego wiceprezesa w atomowych spółkach należących do państwowego PGE (tj. PGE Energia Jądrowa i PGE EJ 1). W pierwszej połowie 2013 r. uzyskał dochód w wysokości 599 340 zł, czyli niemal 100 tys. zł miesięcznie. Co ciekawe i warte podkreślenia - Gawlik w latach 2007 - 2012 był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa, zaś w wyborach parlamentarnych w 2011 roku kandydował z ramienia Platformy Obywatelskiej do Senatu. 

Podobnie było z innym człowiekiem Platformy - Aleksandrem Gradem. Najpierw piastował stanowisko ministra skarbu w rządzie Donalda Tuska (to on bezpośrednio odpowiada za likwidację polskiego przemysłu stoczniowego). Po odejściu z polityki w czerwcu 2012 roku - natychmiast trafił na stołek prezesa wspomnianych powyżej spółek PGE Energia Jądrowa i PGE EJ1. Początkowo nie chciał ujawnić ile zarabia. Zrobił to dopiero pod naciskiem mediów i opinii publicznej. Okazało się, że miesięcznie otrzymywał po 55 tys. zł. Szacuje się, że przez 1,5 roku piastowania funkcji prezesa Grad mógł zarobić blisko milion złotych. Co ciekawe - po odejściu z PGE trafił do zarządu innej spółki Skarbu Państwa - Tauronu. Według doniesień medialnych zarabia tam miesięcznie do 120 tys. złotych. 

W kontekście powyższego nie powinny nas dziwić coraz częstsze opinie ekspertów, którzy twierdzą że projekt pt. "pierwsza polska elektrownia atomowa" jest wymysłem czysto politycznym, dającym ciepłe posadki i wymierne korzyści dla wąskiej grupy członków ekipy rządowej, nie mającym jednak z ekonomicznego punktu widzenia najmniejszego sensu. Fakty są takie, że mimo upływu wielu lat (już sześciu) i gigantycznych pieniędzy przelanych na ciepłe posadki, nadal nie widać efektów i nic nie wskazuje na to, aby budowa pierwszej polskiej elektrowni jądrowej miała rzeczywiście ruszyć. Z perspektywy czasu można nawet zaryzykować stwierdzenie, że temat "atomu" okazał się być jedynie kolorowym wabikiem dla mediów i platformianego elektoratu, pustą narracją, która miała odwrócić uwagę od nieudolności rządu Platformy i PSL-u w sferze bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju. Przy okazji zaś pozwolono napchać kieszenie kolesiom poustawianym we władzach i radach nadzorczych spółek zarządzających nieistniejącą elektrownią. By żyło się lepiej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz