wtorek, 13 czerwca 2017

Co rzeczywiście oznacza dla Polski procedura KE? „Ewentualne kary to kwestia lat”


Dodano: 13.06.2017 [19:03]
Co rzeczywiście oznacza dla Polski procedura KE? „Ewentualne kary to kwestia lat” - niezalezna.pl
foto: europarl.eu
Analitycy z Brukseli nie wyjaśniają, co w rzeczywistości może czekać Polskę w związku z decyzją KE o wszczęciu procedury o naruszenie prawa UE za odmowę relokacji uchodźców. Nawet oni nie mają wątpliwości, ze jest to początek bardzo długiej batalii i sugerują, że ewentualne kary to kwestia lat. Eksperci z Brukseli nie spodziewają się, by KE coś wymogła swoim podejściem.

Po publikacji całego comiesięczny pakietu dotyczący naruszeń, w tym wezwania, by trzy kraje usunęły uchybienia, rozpoczyna się pierwszy etap procedury o naruszenie prawa UE. Komisja może dać krajom członkowskim dwa miesiące na odpowiednie działania. Czasami czas ten skraca do miesiąca, w innych przypadkach jednak nawet po pół roku nie ma jeszcze żadnych nowych wiadomości, bo trwa wymiana pism.

- Kraj będzie miał czas na odpowiedź. Cały proces potrwa miesiące, jeśli nie lata. Do tego czasu niektóre decyzje zostaną podjęte, cała dyskusja pójdzie do przodu – wyjaśnia analityk European Policy Centre (EPC) w Brukseli Marco Funk.
Jeśli Komisja uzna odpowiedzi i działania państwa członkowskiego za niezadowalające, przechodzi do kolejnej fazy, którą opisuje art. 258 Traktatu o funkcjonowaniu UE. Mówi on, że jeśli Komisja Europejska uzna, że kraj unijny nie wypełnia swoich zobowiązań, to wydawana jest wobec niego „uzasadniona opinia”. Tu znów mijają kolejne miesiące na wymianie pism i argumentów.

Gdy państwo członkowskie nie zastosuje się do zaleceń, Komisja może wnieść sprawę do unijnego Trybunału Sprawiedliwości. Ten rozpatruje ją, zbierając informacje zarówno od danego kraju, jak i KE. Od momentu wniesienia skargi do orzeczenia mija kilka-kilkanaście miesięcy. Dalej art. 260 traktatu wskazuje, że jeśli Trybunał Sprawiedliwości stwierdzi, iż państwo uchyla się od ciążących na nim zobowiązań, jest ono wówczas zobowiązane do podjęcia środków, które zapewnią wykonanie wyroku. Jednak i to nie jest jeszcze moment, który oznacza nałożenie kary na państwo. Władze danego kraju mają na tym etapie szanse na wykonanie decyzji czy wypełnienie wymogów prawa unijnego. Jeśli tak się nie stanie i Komisja uzna, że kraj nie podjął działań zapewniających wykonanie wyroku, może wnieść kolejną, drugą skargę do Trybunału.

Na tym etapie Bruksela wskazuje na wysokość kary pieniężnej, jaką ma płacić dana stolica (mogą to być bardzo wysokie stawki, sięgające dziesiątek tysięcy euro dziennie). Jednak dojście do tego etapu zajmie lata. Niektórzy eksperci z krajów członkowskich szacują, że nawet od czterech do pięciu.

Według analityka European Policy Centre (EPC) w Brukseli Marco Funka, nie można wykluczyć, że niemiecki rząd, mając na uwadze jesienne wybory do Bundestagu, wywarł presję na KE, by ta wszczęła procedury teraz. Analityk zastrzegł jednak, że Komisja to niezależna instytucja, która nie reprezentuje niemieckiego punktu widzenia.

- Nie sądzę, że Komisja podjęła działania ze względu na Niemcy, ale możliwe, że były 
naciski na szefa KE Jeana-Claude'a Junckera, by wyjść z tą sprawą raczej teraz, a nie później ze względu na wybory - ocenił Funk. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz