
Podział polityczny jest na tyle silny, że żadnych rozmów nie było. Jakiekolwiek próby wprowadzenia zmian określane są jako zamach stanu, albo zamach na demokrację.Podział polityczny jest na tyle silny, że żadnych rozmów nie było. Jakiekolwiek próby wprowadzenia zmian określane są jako zamach stanu, albo zamach na demokrację.
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl prof. Norbert Maliszewski, specjalista ds. marketingu politycznego, UKSW.
wPolityce.pl: Zamachem stanu opozycja nazwała reformę sądownictwa. Zarówno przegłosowane wczoraj zmiany w KRS, jak i planowaną reformę Sądu Najwyższego. Ma rację?
Prof. Norbert Maliszewski: Jarosław Kaczyński w kampanii wyborczej i wcześniej, przez lata zapowiadał wymianę elit. W tym właśnie zmiany w sądownictwie. Wyborcy PiS-u takich zmian się spodziewali. I prawdopodobnie takich zmian spodziewali się także sami sędziowie. Stąd przez długi czas był w tej sprawie prowadzony spór, na różnych poziomiach. Jeżeli jednak nawet dotyczył konkretnych zmian w sądownictwie, to mało było wokół tego merytocznej dyskusji. Od dawna wiadomo, że zmiany powinny nastąpić.
Dlaczego opozycja nie wskazywała wcześniej, które aspekty projektu ustawy należało by zmienić?
Nie przeprowadzono w ogóle dyskusji i nie wypracowano jakiegoś wspólnego stanowiska w sprawie reformy sądownictwa. To nie jest zamach stanu, to jest radykalna zmiana w sądownictwie, ale zgodna z konstytucją. Konstytucja zakłada bowiem tego rodzaju zmiany. Można byłoby tutaj krytykować jedynie sposób przeprowadzenia tej zmiany, bo projekt mógł pojawić się nieco wcześniej. Jeżeli mamy natomiast do czynienia z tak zasadniczą zmianą, to powinna trwać wokół niej debata. Podział polityczny jest na tyle silny, że żadnych rozmów nie było. Jakiekolwiek próby wprowadzenia zmian określane są jako zamach stanu, albo zamach na demokrację.
Pojawiają się też zarzuty, że w Polsce nie ma demokracji i praworządności. Jak to odbierać?
Przy tego rodzaju argumentach, nawet jeśli krytykować PiS za sposób wprowadzenia tej ustawy, w efekcie wszyscy na to zapracowaliśmy, jako społeczeństwo. Nie potrafimy wypracować kompromisu w kwestiach zasadniczych. Prób zmian w sądownictwie podejmowano już wiele i zazwyczaj środowisko sędziowskie się przed nimi broniło. To wynika z nieumiejętności włączenia się środowiska sędziowskiego w proces zmian i brak autorefleksji.
Jakiekolwiek zmiany w sądownictwie byłyby odbierane tak samo? Także przez europarlamentarzystów?
Jeszcze nikt nie ocenił w sposób merytoryczny tych zmian, a już używany jest stereotyp, że jakiekolwiek zmiany w sądownictwie są zamachem stanu. Co więcej, takich przykładów krytyki, bez wgłębienia się w istotę sprawy, było wcześniej sporo ze strony europarlamentarzystów. Wydaje się, że owszem, pojawi się krytyka, bo PiS jest krytykowany przez różne frakcje polityczne w europarlamencie. Komisarz Timmermans wprowadzi pewnie jeszcze ten element zmian jako element procedury praworządności zastosowanej w Polsce. Będziemy jeszcze w takiej sytuacji sporu z różnymi instytucjami. Ale w sporze o charakterze wyłącznie politycznym i emocjonalnym.
Żeby unikać konfliktów z opozycją rząd powinien w ogóle nie przeprowadzać zmian w sądownictwie?
PiS te zmiany przeprowadzi, a inne ośrodki i instytucje na czele z opozycją, będą te zmiany odrzucać i negować. Z góry przekreślają bowiem jakiekolwiek zmiany. Co ciekawe, część tych ustaw jest przepisana z poprzedniego ustawodawstwa i jest krytykowana przez tych samych polityków, którzy je proponowali. Nie ma jednak żadnych negocjacji. PiS wprowadzi projekt, będzie krytykowany przez opozycję i Komisję Europejską. I będziemy trwali w takim sporze. To nie jest dobry sposób uprawiania polityki. Trzeba też pamiętać o tym, że sporo racji miał Jarosław Kaczyński. Zmiana części tych elit i zmiany w sądownictwie są potrzebne. Może trzeba na przyszłość pomyśleć o minimum konsensusu w sprawach najważniejszych. Znajdować porozumienie i unikać przy tym emocji.
Rozmawiała Edyta Hołdyńska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz