wtorek, 6 listopada 2012

Gdyby nie Cezary Gmyz nigdy nie dowiedzielibyśmy się co zostało zostawione w Moskwie przez polskich prokuratorów.

Biegli pobrali próbki w dwóch kompletach

Biegli pobrali próbki w dwóch kompletach - niezalezna.pl(foto. Misja Specjalna)
Z dokumentów prokuratury wynika, że w Rosji polscy biegli pobrali do badań próbki w dwóch kompletach. Zarówno próbki, jak i protokoły wykonywanych kilka tygodni temu w Smoleńsku czynności nadal są w Rosji, a ich przekazanie może trwać nawet pół roku.

Z dokumentów, do których dotarliśmy, oraz z relacji osób, które znają szczegóły pobytu w Smoleńsku polskich ekspertów, wynika, że podczas badań byli obecni przedstawiciele strony rosyjskiej. Wszystkie próbki były pobierane w dwóch kompletach – jeden dla strony polskiej, drugi dla strony rosyjskiej. Polscy śledczy wskazywali Rosjanom, że w podobny sposób w kwietniu 2010 r. z ciał ofiar katastrofy pobierano materiał biologiczny służący do identyfikacyjnych badań genetycznych. Mimo to wszystkie zebrane kilka tygodni temu dowody, w tym polski komplet, pozostaną w Rosji.

To, że nie możemy swobodnie dysponować ani pobranym materiałem badawczym, ani sporządzonymi protokołami badań wskazuje, że faktycznym gospodarzem postępowania jest Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej. Jest to skutek decyzji podjętej 10 kwietnia 2010 r. przez premiera Donalda Tuska oraz płk. Krzysztofa Parulskiego, ówczesnego szefa Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Wszystkie czynności, które polscy prokuratorzy i biegli realizowali w Rosji w dniach od 17 września do 12 października, są przeprowadzane w ramach pomocy prawnej udzielonej w związku ze śledztwem w sprawie katastrofy smoleńskiej.

– Próbki te znajdują się obecnie w Rosji. Są zaplombowane, a Rosjanie nie mają do nich dostępu. Prokuratura czeka na ich przekazanie – stwierdził Mateusz Martyniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Generalnej.

– Wygląda na to, że powtarza się sytuacja, którą już znamy: nie mamy kluczowych dowodów, tak jak nie mamy oryginałów czarnych skrzynek i wraku tupolewa. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby pobrany przez polskich biegłych materiał oraz protokoły wykonywanych czynności zostały przekazane w maksymalnie krótkim terminie do Polski. W przeciwnym razie zdarzy się to samo, co z kopiami zapisu czarnych skrzynek. W pierwszej kopii zabrakło kluczowych 16 sek. i Jerzy Miller, szef polskiej komisji, jechał do Moskwy po kolejną kopię nagrania, na której już był brakujący zapis – podkreśla Antoni Macierewicz, szef parlamentarnego zespołu ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Te próbki są tak zabezpieczone jak worki cukru z Riazania.


W ostatnim moim tekscie pytałem czy próbki pobrane z wraku rządowego Tu-154m są tak samo słabo zabezpieczone jak były zabezpieczone czarne skrzynki zniszczonego w dniu 10.04.2010 polskiego samolotu, których głównym zabezpieczeniem był łatwy do podrobienia podpis na przyklejonej kartce papieru. Nie sądzę aby przed otwarciem kartka ta była sprawdzana pod kątem fałszerstwa.







Myślę, że dobrą odpowiedz dał @chrust - komentator na niepoprawnych pod moim ostatnim tekstem, który zarazem wymyśił taki oto znakomity tytuł.

"Te próbki są tak zabezpieczone jak worki cukru z Riazania"

Zacytował także fragment książki Aleksadra Litwinienki - "Wysadzić Rosję". Wiarygodność treści daje fakt, że autor książki został zabity przez rosyjskie służby.

http://www.gandalf.com.pl/b/wysadzic-rosje/

Wysadzić Rosję. Fiasko FSB w Riazaniu

FSB w Riazaniu znalazło materiały wybuchowe podłożone pod ścianę nośną bloku mieszkalnego, w którym było 77 mieszkań. W trzech 50kg workach po cukrze znajdowało się urządzenie detonujące: 3 baterie, zegar oraz ładunek inicjujący. Nastawiono je na 5:30. Analiza substancji znalezionej w workach, przeprowadzona za pomocą analizatora gazowego, wykazała obecność materiału wybuchowego z rodzaju heksogenu. Użyto nowoczesnych i poprawnie działających przyrządów, a specjaliści, którzy przeprowadzili analizę, byli doskonale wyszkoleni.

Zawartość worków nie przypominała kryształów cukru. Wszyscy świadkowie potwierdzili, że zawierały one żółtawą, granulowaną substancję - właśnie tak wygląda heksogen. 23 września centrum prasowe MSW Rosji wydało oświadczenie, potwierdzające, że „analiza substancji wykazała obecność oparów heksogenu" i że ładunek wybuchowy został rozbrojony. Miejscowi eksperci stwierdzili, że detonator był sprawny i że „cukier" był w istocie mieszanką wybuchową. Substancja znaleziona w workach wciąż była poddawana analizom, których celem było ustalenie składu chemicznego mieszanki znalezionej w workach oraz skutków jej eksplozji. Worki wysłano do laboratorium FSB w Moskwie, a ich zawartość wysłano do specjalistycznego ośrodka ekspertyz kryminalistycznych MWD w Moskwie.

FSB w Riazaniu zatrzymała dwóch terrorystów.

Po odnalezieniu worków z materiałami wybuchowymi i sprawnym urządzeniem detonującym w mieście rozpoczęto operację Przechwycenie. Pracownica firmy telekomunikacyjnej, nagrała podejrzaną rozmowę z Moskwą: „Wysiadajcie pojedynczo, wszędzie są patrole", mówił głos ze stolicy. Funkcjonariusze nie mieli żadnych wątpliwości, że udało się namierzyć niedoszłych sprawców zamachu. Pojawił się jednak problem: numer, z którym kontaktowali się terroryści, przypisany był do jednego z biur FSB w Moskwie.

Jednak jak tylko podstawowy dowód rzeczowy - trzy worki z materiałami wybuchowymi i sprawnym detonatorem - został dostarczony do FSB w Moskwie stwierdzono, że prowincjonalni eksperci z Riazania popełnili błąd i opublikowano mylne wyniki analiz. Fachowcy z FSB w Moskwie utrzymywali, że worki zawierają zwykły cukier i że urządzenie detonujące jest tylko makietą. Milicjanci, którzy mieli kontakt ze swymi kolegami z kryminalistyki i którzy pierwsi zajmowali się tą sprawą, uparcie twierdzili, że worki zawierały heksogen i że nie ma mowy o żadnej pomyłce.
Pomimo, że w porannych gazetach szczegółowo opisano, jak doszło do udaremnienia zamachu, chwilę później szef FSB wystąpił z oświadczeniem, w którym ujawnił, że zamach bombowy w Riazaniu wcale nie był zamachem, tylko ćwiczeniami"

Widać więc, że Cezary Gmyz wykonał znakomitą pracę opisując wyniki próbek ze śladami materiałów wybuchowych zanim w Moskwie przemienią się w dezodoranty i w takiej formie wyruszą do Polski.

Gdyby nie Cezary Gmyz nigdy nie dowiedzielibyśmy się co zostało zostawione w Moskwie przez polskich prokuratorów.


Ponawiam pytania z poprzedniego tekstu:

W związku z tym wciąż aktualne są następujące pytania i żądania:

1.  Skoro nic nie wykryto dlaczego prok. Seremet poinformował o tym D. Tuska?

2. Jak wyglądają "plomby" i "zabezpieczenia" próbek z materiałami wybuchowymi, czy chroni je tylko skrawek papieru z zwykłą pieczątką i podpisem, które są niezwykłe łatwe do podrobienia?

3. Czy części wytypowane do badań pirotechnicznych będą zabezpieczone w równie nieprofesjonalny sposób jak czarne skrzynki?

4.  W jaki sposób zostawienia próbek w Rosji wpłynie na rzetelność i wiarygodność badań w Polsce w znaczeniu formalnym i procesowym skoro utracono wpływ na ważne ogniwa w procesie badawczym -przechowywanie próbki, transportowanie próbki?

5. Czy został ustalony konkretny czas ich przekazania Polsce?

6. Czemu się mówi o czasie pół roku skoro Rosjanie mają ich nie badać?

7.Czemu rząd Donalda Tuska i prokuratura od 11.04.2010 milczy w sprawie przetrzymywania przez Rosję broni i kamizelek kuloodpornych oficerów BOR-u? Kiedy polska prokuratura lub rząd Donalda Tuska zacznie się domagać zwrotu tych dowodów, które w sposób doskonały mogłyby określić czy na pokładzie Tu-154m doszło do wybuchu gdyż kamizelki kuloodporne poza analizą chemiczną mogły zostać poddane analizie materiałowej na odkształcenia pod wpływem dużych sił i ciśnień?

8. Kiedy zostanie Polsce zwrócony wrak samolotu i na jakiej podstawie prawnej jest przetrzymywany skoro zgodnie z prawem międzynarodowym powinien być zwrócony najpóźniej po zakończeniu badań komisji MAK a więc w styczniu 2011 roku?

Bez odpowiedzi na te pytania wszelkie wykluczanie występowania materiałów wybuchowych w próbkach związanych z tragedią smoleńską jest pozbawione podstaw.

Konrad Matyszczak, Marek Dąbrowski(Nasze blogi pl.)


Nasz komentarz:

Poza tym ruska ""ekspertyza" to "śmiech na sali" delikatnie mówiąc. Dowiemy się,że rozbił się flakonik perfum Sp.Pani Prezydentowej, a Sp. Panie w samolocie miały taką ilość pudru do makijażu,że na pokładzie Tu-154 obsypały  fotele i kadłub samolotu,a do tego te dezodoranty ofiar płci obojga dopełniły reszty.Większych bzdur nawet sam Salomon nie byłby zdolny wymyślić.
Niejednokrotnie już doświadczyliśmy jako naród,że ci siedzący na wysokich stołkach  i mający się za "władców" uważają nas za idiotów,chociaż należy przyznać,że w części udało się społeczeństwo zmanipulować i ogłupić.Dzięki Bogu i na szczęście coraz więcej osób przeciera oczy i widzi rzeczywistą rzeczywistość,jaka ma miejsce w naszej umęczonej OJCZYŹNIE.

2 komentarze: