piątek, 12 grudnia 2014

Jak zbudować siłę, która stworzy polski Majdan. Piotr Lisiewicz o przyczynach naszej słabości

]
Jak zbudować siłę, która stworzy polski Majdan. Piotr Lisiewicz o przyczynach naszej słabości - niezalezna.pl
foto: YouTube
Władza sfałszowała wybory, bo trafnie oceniła, że jesteśmy zbyt słabi, by jej przeszkodzić. I sfałszuje każde kolejne, jeśli nie będzie się nas bać. Te wybory oznaczają, że musimy radykalnie zmienić metody działania obozu niepodległościowego. Jednym z pierwszych kroków musi być powołanie młodzieżowej organizacji, dzięki której energia setek tysięcy młodych patriotów przestanie być marnowana - pisze Piotr Lisiewicz w najnowszym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska”.

Zwycięstwo przy urnach nie wystarczy do wygrania wyborów w Polsce – to musimy zapisać sobie po tych wyborach po stronie danych.

Prof. Andrzej Nowak: „Naród kretynów, którymi mają prawo rządzić łajdacy”

Siłę rażenia prorządowych mediów najlepiej pokazuje to, że parę tygodni po wyborach ponad 90 proc. Polaków nie pamięta, jaki wynik uzyskało PSL w wyborach do sejmików. Dlatego przypominam: prawie 24 proc., podczas gdy PiS i PO dostały ponad 26 proc.

To nie jest żadne „zafałszowanie” wyborów, lecz wulgarne fałszerstwo, zbliżone skalą do tego, z powodu którego w 2004 r. na ulicach Kijowa wybuchła rewolucja.

To charakterystyczne, że najbardziej radykalnych sformułowań o tym, co się stało, użyli po ogłoszeniu wyników wcale nie młodzi ludzie, lecz profesorowie o największej wiedzy o mechanizmach polityki.

Prof. Andrzej Nowak, znany nie z ostrych wypowiedzi, lecz z głębokich historycznych analiz, stwierdził na portalu wPolityce.pl, że wyborczy wynik możemy zaakceptować, tylko „jeśli uznajemy, iż jesteśmy narodem kretynów, którymi mają prawo rządzić łajdacy”.

Także tam prof. Ryszard Legutko powiedział, że „Majdan byłby reakcją odpowiednią na sytuację”. I że jeśli ten wynik zostanie „przyklepany”, dla obozu niepodległościowego „najbardziej realistyczną drogą będzie nowy Sierpień”, bo woli odwoływać się do tradycji polskich niż ukraińskich.

Prof. Andrzej Nowak powiedział jeszcze jedno: że te wybory to „dramatyczna nauczka pod adresem partii opozycyjnej. Jeśli nie wyciągnie ona lekcji z tych wyborów, to przyszłe wybory na pewno zostaną sfałszowane”.

Bić się czy nie bić

Po ogłoszeniu wyniku sfałszowanych wyborów powinniśmy wyjść na ulice natychmiast – tak myślało wielu z nas. Blisko mi było do tego myślenia. Nawet jeśli zajścia będą prowokowane, to powinniśmy rozdmuchać protest do rozmiarów niepozwalających prowokatorom na ich kontrolowanie, jak w 1980 r. Zaraz, natychmiast, nie dopiero 13 grudnia, bo do tego czasu gadzinówki zdążą wszystko rozmyć, wmówić ludziom, że chodzi o partyjne rozgrywki.

I tak się stało. Ale istniały też argumenty przeciwko robieniu Majdanu. Także niepozbawione racji.

Pierwszy, który padł po rozpoczęciu okupacji PKW, głosił, że wspierając ją, wylansujemy liderów tej manifestacji, w tym ludzi o prorosyjskich oraz ekscentrycznych poglądach. I że sama okupacja to prowokacja, mająca zniechęcić ogół Polaków do protestowania.

Drugi argument, zdecydowanie ważniejszy, głosił, że nie ma po naszej stronie potencjału, by Majdan zorganizować. Nie ma dość ludzi, gotowych np. koczować w namiotach, w zimnie, miesiącami. I narażać się.

Nie sprawdzimy już trafności tego argumentu. Nie wiemy, ilu by nas było, gdyby Jarosław Kaczyński oraz wszystkie wolne media wezwały do wyjścia na ulicę.

Nie wiemy, czy broniąca fałszerstwa zgraja obrońców fałszerzy, dysponująca gazem i pałami oraz medialną bronią masowego rażenia, zdołałaby nas wtedy spacyfikować, czy nie.

Obie strony mają rację

W ostatnich tygodniach, przede wszystkim na blogach, ale nie tylko, pojawiają się wzajemne oskarżenia ze strony ludzi obozu niepodległościowego.

Z jednej strony słyszymy – w wersji najbardziej radykalnej – oskarżenia, że wolne media tak naprawdę nie są wolne, bo nie zaangażowały się „na całość” po stronie okupujących PKW. Często wypowiadają je ludzie, którzy nie poświęcili dla Polski nawet jednej setnej takiego zaangażowania, jakie włożyli w karkołomne dzieło zorganizowania wolnych mediów ich twórcy i dziennikarze.

Z drugiej strony Joanna Lichocka w „Gazecie Polskiej Codziennie” skrytykowała m.in. Telewizję Republika za to, że nagłaśniała akcję protestujących, a nawet „zagrzewała do wyjścia na ulicę”. Stwierdziła, że to „błąd, za który opozycja zapłaciła w wyborach”. Tego ostatniego zupełnie nie widzę: wyniki kandydatów PiS na prezydenta w II turze były zaskakująco dobre i podejrzewam, że wkurzenie ludzi na fałszerstwo raczej się im przysłużyło.

Moja ocena przebiegu wydarzeń jest następująca: po obu stronach sporu w obozie niepodległościowym w sprawie „Majdanu” byli szczerzy patrioci. I za obiema postawami stały istotne i uargumentowane racje.

Apeluję więc o rozejm w tej kwestii i skupienie się na zadaniu o wiele trudniejszym: analizie przyczyn naszej słabości, które są głębokie i są skutkiem wielu lat zaniedbań.

Jak PiS „odpuścił” młodzież

Spór wokół polskiego Majdanu pokazał bowiem tylko jedną rzecz bezspornie: naszą słabość. Przeciwnik upewnił się co do niej i jeśli będzie przekonany, że ona trwa, wykorzysta to na całego, m.in. fałszując kolejne wybory.

Myślę, że Andrzej Duda, którego uważam za świetnego kandydata, pokona w wyborach prezydenckich Bronisława Komorowskiego, ale nie mam wątpliwości, że jeśli wynik będzie wynosił np. 55:45 dla Dudy, to ten ogłoszony przez PKW będzie odwrotny.

Nasze kłopoty z reakcją na fałszerstwo wynikały nie z powodów technicznych (np. brak namiotów albo przygotowania ludzi, że mogą choćby przez miesiąc nie pojawić się w pracy), ale z przyczyn o wiele głębszych.

Jedną z najważniejszych jest taka, że PiS i obóz niepodległościowy w ostatnich latach „odpuściły sobie” młodzież, nie tyle w kwestii docierania do niej ze swym przekazem, ile pod kątem organizacyjnym.

PiS uzyskał w tych wyborach najlepszy wynik wśród wyborców w wieku od 18 do 29 lat. Według IPSOS zdobył 27,8 proc., podczas gdy PO 22,5 proc., PSL – 14,9 proc., a KNP Korwina tylko 11,5 proc.

Tyle że to rosnące poparcie wśród młodzieży nie znalazło żadnego odzwierciedlenia organizacyjnego. Mam w uszach niedawną rozmowę ze starszą panią, zaangażowaną w antykomunistyczną działalność od lat 50., jest o niej obszerna notka w Encyklopedii Solidarności.

Jakiś czas temu na miesięcznice smoleńskie zaczęła przychodzić z 18-letnim wnukiem, którego zaraziła patriotyzmem. Wkrótce potem z trzema kolegami z klasy zgłosił się on do lokalnej struktury PiS.

Tam zapisano ich numery telefonu i – znają Państwo ciąg dalszy? – nikt do nich więcej się nie odezwał. W efekcie wszyscy trzej koledzy jej wnuka zapisali się do partii Korwin-Mikkego, bo mieli dość bezczynności.

Odcinanie PiS od powietrza

W czasie rządów PO wyrosło nam nowe pokolenie, w którym są setki tysięcy młodych ludzi, dla których patriotyzm jest trendy. Ma rację dr hab. Rafał Chwedoruk, gdy mówi, że to się zaczęło od buntu kibiców piłkarskich.

Osobiście, mając wielu znajomych wśród liderów ruchu kibicowskiego, włożyłem kilka lat pracy w to, by nastąpiło jego zbliżenie do środowisk patriotycznych. Dodajmy, że „Gazeta Polska” zaangażowała się w tę ryzykowną sprawę w czasach, gdy lider Ruchu Narodowego Krzysztof Bosak występował w „Tańcu z gwiazdami” w TVN.

Połączenie oddolnej mody na patriotyzm idącej od kibiców z udaną „polityką historyczną” z czasów rządów PiS i Lecha Kaczyńskiego stworzyło tę falę wśród młodego pokolenia.

Objęła ona już nie tylko kibiców, lecz także młodzież zróżnicowaną pod względem wykształcenia, wyglądu, poziomu życia. Jak jest jej dużo, pokazały protesty w sprawie ACTA. Media głównego nurtu usiłowały wylansować na ich przywódcę Janusza Palikota, jednak został z protestów przegoniony.

Kibice mają swoich liderów, jednak o ile są to ludzie skłonni angażować się w działania patriotyczne, o tyle udział w polityce partyjnej ich nie interesuje. Ich mentalność jest jaskrawym przeciwieństwem partyjnego działacza.

„Na gotowe” przyszedł więc tu Ruch Narodowy, gdyż narodowcy mieli zawsze wśród kibiców swoje przyczółki. Ponieważ nikt inny ich nie miał, udało się im uzyskać wpływ na część środowiska. Poza wszystkim z przyczyn wizerunkowych PiS nie mógł zidentyfikować się za mocno z kibolami ani także oni sami tego nie chcieli (medialne kampanie przeciw PiS nie pozostały tu bez wpływu).

Po Ruchu Narodowym wielkie media wylansowały na swego głównego przeciwnika Kongres Nowej Prawicy Korwin-Mikkego.

Ze strony obozu niepodległościowego nie było nadal żadnej skutecznej kontrakcji, stworzenia młodzieżowego ruchu, który nawiązywałby do tradycji politycznej Kaczyńskich i Macierewicza, a nie rodu Giertychów oraz korwinowych „realistów” bijących pokłony przed carem.

Gdy chodzi o młodych polityków PiS, jedynym, który „kojarzył się” przeciętnemu młodemu człowiekowi, był Adam Hofman. Przy wszystkich zaletach i wadach owego polityka nie był to wystarczający magnes, by do tej partii wstąpić.

Do tego średni aparat PiS, na szczeblu radnych, zbyt często składa się z karierowiczów, którzy równie dobrze mogliby być w PO. Ani on nie był atrakcyjny dla młodych, ani oni dla niego.

Skutki są fatalne. I wcale nie chodzi o to, że ci młodzi ludzie zbudowali potęgę prorosyjskich ugrupowań, bo tak się nie stało. Natomiast ich energia NIE WZMOCNIŁA wystarczająco obozu niepodległościowego ani PiS. To są właśnie te KATASTROFALNE skutki.

Tymczasem obóz ten potrzebował tych właśnie młodych jak powietrza, by jego działalność nie opierała się głównie na emerytach o pięknych życiorysach.

Hip-hop, koszulki, te same knajpy

Zaistnienie na scenie politycznej nurtu narodowo-korwinowego wsparte zostało przez miłośników Rosji w Polsce. W internecie pojawił się „prawicowy”, ale podziwiający Putina Max Kolonko. W kulturze masowej, zamiast hip-hopu pamiętającego o walczących z Moskwą Żołnierzach Wyklętych, kreowano słowianofila, pół-Polaka, pół-Rosjanina Donatana.

Niepodległościowa strona też nie była bezczynna. Filmy „Kibol” Tadeusza Śmiarowskiego czy „Bunt stadionów” Mariusza Pilisa to była mocna robota obywatelska łącząca patriotów z różnych pokoleń.

Nie pozwoliło to prorosyjskim formacjom przekonać do siebie większości młodych antykomunistów, ale spowodowało, że znaleźli dla swojej działalność jakieś podłoże.

Tym bardziej że tym, czym przyciągają młodych ludzi narodowcy, nie są ich prorosyjskie poglądy. Oni zapisują się do nich MIMO tych poglądów. Ich przyciąga często forma, a nie szczegółowe wdawanie się w treść. Możliwość spotkania się z rówieśnikami, rozmowy znanym sobie językiem. Wspólna estetyka – koszulki, hip-hop, piosenki wzorowane na tych ze stadionów, te same knajpy.

Narodowcy próbowali budować dychotomię: starzy są za PiS, nawet ich rozumiemy, ale młodzież uważa, że PiS to za mało, i jest u nas.

Dano tym prorosyjskim ugrupowaniom możliwość oddziaływania na poglądy owej młodzieży, kształtowania, wychowywania jej. W to, że Putin to nasz przyjaciel, rzecz jasna, nie uwierzyła. Uparte pchanie im do głów, że lepszy Putin niż zgniły Zachód, też przekonało raczej mniejszość. Ale nie zmienia to faktu, że tych młodych ludzi na protestach po agresji Rosji na Ukrainę na ulicach nie było. Czyli zadanie w jakimś stopniu zostało wykonane.

Nowa Liga Republikańska

Jeśli w momencie wyborczego fałszerstwa padł argument, że w Polsce nie ma podłoża społecznego dla Majdanu i mogłoby zabraknąć ludzi do jego organizowania, to jest to właśnie skutek owego „odpuszczenia” młodzieży.

Uważam, że niezbędne jest stworzenie niepartyjnej młodzieżowej organizacji antykomunistycznej, niepodległościowej i – przede wszystkim – antymoskiewskiej. Wyniki wyborów, w których młodzież głosowała na PiS, i cały szereg wystąpień młodych ludzi, od słynnej Marysi z Gorzowa po licealistów z Kielc, autorów billboardu „Tusk – dziwka Putina”, jasno pokazują, że jest do tego podłoże. Nie ma powodu, by patriotyczna młodzież z braku laku zapisywała się do narodowców lub KNP.

To nie może być sama młodzieżówka PiS. Nie z powodu jakichś jej zaniedbań – po prostu wielka część młodych ludzi nie widzi się w roli członków młodzieżówki jakiejkolwiek „starej” partii, chce działać po swojemu. Oczywiście istnienie takiego „bojowego” ugrupowania wzmocni także ową młodzieżówkę, skoro bliskie jej poglądy będą „na fali”.

Jest jasne, że Ruch taki musiałby mieć liderów ideowych, a nie intrygantów łakomych na kasę, o wybujałych ambicjach politycznych. To musiałoby być coś w rodzaju dawnego środowiska Ligi Republikańskiej, mocno ideowego, łączącego kontestację uliczną z działalnością formacyjną. To musi być siła atrakcyjniejsza od konkurencji tak w treści, jak i w formie.

W czasach, gdy działała Liga, Młodzież Wszechpolska była zdecydowanie mniej widoczna. Nie chodziło wcale o to, by ją eliminować. Ważne było to, że prorosyjski nurt nie był w centrum wydarzeń, nie mógł nadawać im tonu.

A ambicje polityczne? W przypadku objęcia władzy przez mniej lub bardziej udaną prawicę ci ludzie ze środowiska Ligi, którzy ambicje polityczne przejawiali, znajdowali pracę w dziedzinach, które ich „kręciły”.

Z reguły były to służby demontujące postkomunistyczne patologie. Za rządów PiS tworzyli oni CBA. Wcześniej ludzie Ligi organizowali też mniej dziś pamiętany Generalny Inspektorat Celny czy warszawską Straż Miejską za rządów śp. Lecha Kaczyńskiego w stolicy.

Może wystarczy postraszyć Majdanem?

I jeszcze co do Majdanu. Zgodnie z zasadą: „Jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny”, prawdopodobieństwo tego, że nie będzie on potrzebny, rośnie wraz z naszą gotowością do jego przeprowadzenia.

Być może wystarczy pogrozić – realnie! – Majdanem, by zmusić władze do rezygnacji z nazbyt bezczelnego fałszowania wyborów. W końcu – inaczej niż Ukraińcy – jesteśmy w NATO i UE. Może uda się sprowadzić obserwatorów? Może wolne media zdołają rozwinąć się na tyle, by więcej znaczyły? Może inne czynniki plus groźba Majdanu wystarczą?

A co z narodowcami? Oczywiście wielu z nich bym nie przekreślał. Kiedy niepodległościowa organizacja stanie się dominująca wśród młodzieży, może podejmować współpracę, z kim uzna za słuszne. Na Majdanie był też Prawy Sektor czy Swoboda Tiahnyboka.

Rzecz w zachowaniu proporcji: w tym, by główny nurt protestów kontrolowany był przez siły niepodległościowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz