poniedziałek, 8 października 2012

"Winni katastrofy powinni odejść z polityki w dożywotniej hańbie"-powiedział J Kaczyński


Szokujące zachowanie Rosjan w prosektorium. Wstrząsająca relacja

"I nagle podszedł Rusek i pociągnął nos prezydentowej do góry... Wszyscy zdrętwieliśmy. On zrozumiał, co zrobił. Chciał pewnie, żeby kształt twarzy był bardziej rozpoznawalny. Ale tego nie robi się tak ostentacyjnie" - to wstrząsająca relacja dla "Wprost" Dymitra Książka, lekarza LPR, który po katastrofie smoleńskiej towarzyszył rodzinom ofiar w Moskwie.

Trumna z ciałem Marii Kaczyńskiej, fot. J. Kucharzyk
Trumna z ciałem Marii Kaczyńskiej, fot. J. Kucharzyk /East News

Więcej na ten temat

Lekarz LPR: Wiedziałem, że będą ekshumacje

  • Byłem jak w amoku. Spaliśmy tam po godzinie, po dwie. Rodziny w ogóle nie spały - ujawnia w rozmowie z tygodnikiem "Wprost" Dymitr Książek, lekarz LPR, który towarzyszył rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej w Moskwie. - W trumny wsadzano czarne worki. Nikt jednak nie sprawdzał, co w nich jest - podkreśla.

    Powrót ostatnich ofiar katastrofy TU 154 M /fot. Stefan Maszewski
    Powrót ostatnich ofiar katastrofy TU 154 M /fot. Stefan Maszewski /East News

    Rozmówca tygodnika wyjaśnił, co spowodowało, że po tak długim czasie przerwał milczenie i że od samego początku wiedział, że będą ekshumacje. - O tym, co widzieliśmy w Moskwie, nie mówiliśmy nic przez dwa i pół roku. Tak się umówiliśmy. Nawet razem z kumplami, z ratownikami o tym nie rozmawialiśmy. Kiedy wróciłem do domu 15 kwietnia, powiedziałem żonie, że jeszcze wszystkich będą ekshumować - podkreśla w rozmowie z "Wprost" Książek.
    Jednocześnie przyznaje, że zarówno on sam, jak i towarzysząca mu ekipa: dwóch doktorów, dwóch pielęgniarzy i dyrektor - polecieli do Moskwy w przekonaniu, że będą zajmowali się rodzinami ofiar. Nie wiedzieli, że będą uczestniczyć w sekcjach zwłok.
    - Ekipa naszych patomorfologów liczyła w sumie pięć osób. Oni wszyscy lecieli z myślą, że włączą się w pracę z Rosjanami i kiedy wieczornym samolotem przylecą rodziny, to wszystkie ciała będą gotowe do okazania, do identyfikacji. Mówiło się, że rodziny będą wchodziły, rozpoznawały, wychodziły i wracały do Polski - relacjonuje.
    Ostatecznie okazało się, że uczestnictwo polskich specjalistów w sekcjach okazało się problemem. - Oni byli poinformowani, że będą pomagali w sekcjach, w pobieraniu materiału genetycznego, w identyfikacjach. To są specjaliści wysokiej klasy, a okazało się, że Rosjanie do niczego nie dopuszczają - akcentuje w rozmowie z "Wprost" Książek.

    "Żadna z rodzin nie może być pewna"

    Przypomnijmy, że wątpliwości co do tego, czy w trumnach leżą ciała ich bliskich mają krewni ofiar katastrofy.
    - Będziemy masowo występować z wnioskami o kolejne ekshumacje i badania sekcyjne - zapowiedział brat jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej Dariusz Fedorowicz. - Ostatnie bulwersujące fakty powodują, że żadna z rodzin nie może być pewna, czy pochowała swoich najbliższych - tłumaczył Fedorowicz w imieniu rodzin.
    Jak zapowiedział, rodziny będą występować z wnioskami o kolejne ekshumacje i badania sekcyjne.
    doszło do zamiany tych ciał.
Na rozmowę o pracy przy rozpoznawaniu ofiar zdecydował się po dwóch i pół roku od katastrofy. Potwierdził, że ciało Pierwszej Damy zostało zidentyfikowane jako jedno z pierwszych, a on był przy tej identyfikacji. "Jej ciało było w całości, ale twarz była bardzo zniekształcona" - wspomina.
Przyznał, że przy rozpoznaniu ciała prezydentowej istotnym elementem okazał się jej pierścionek, który po opisie, podczas rozmowy telefonicznej, rozpoznała garderobiana Marii Kaczyńskiej.
Dymitr Książek przyznał w rozmowie z "Wprost", że polscy patomorfolodzy nie byli przez Rosjan dopuszczani praktycznie do żadnych czynności.
Lekarz opowiedział o szokujących zachowaniach Rosjan.
"W trumny wsadzano czarne worki. I teraz już nie można uwierzyć, że do tych trumien wkładano właściwe ciała. Nikt tego nie sprawdzał. Na kanapie wśród tych worków siedziało trzech typków. Coś pili, jedli kanapki z kiełbasą, a potem wstawali i pakowali do trumien".
Jak przyznał lekarz, tych "pakowaczy" nikt nie pilnował.
Lekarz ujawnia szokujące informacje o zachowaniu Rosjan
Do wstrząsających scen dochodziło też przy przekazywaniu trumien polskiej stronie. "Kiedy trumnę lakowano, to w sali Rosjanie zrobili granicę polsko-rosyjską". To był kosmos. Po jednej stronie siedziała rosyjska celniczka, po drugiej byliśmy my. Wszyscy. Po zalutowaniu trumna trafiała na polską stronę. Ale rozpętała się kompletna awantura, bo rodziny chciały wkładać do trumien święte obrazki, modlitewniki i różańce. Rosjanie nie chcieli się na to zgodzić. To było straszne, oburzające. Politycy wymogli na Rosjanach, by na to pozwolili - relacjonuje we "Wprost" Książek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz