Szokujące zachowanie Rosjan w prosektorium. Wstrząsająca relacja
Poniedziałek, 8 października (07:34)
"I nagle podszedł
Rusek i pociągnął nos prezydentowej do góry... Wszyscy zdrętwieliśmy.
On zrozumiał, co zrobił. Chciał pewnie, żeby kształt twarzy był bardziej
rozpoznawalny. Ale tego nie robi się tak ostentacyjnie" - to
wstrząsająca relacja dla "Wprost" Dymitra Książka, lekarza LPR, który po
katastrofie smoleńskiej towarzyszył rodzinom ofiar w Moskwie.
Trumna z ciałem Marii Kaczyńskiej, fot. J. Kucharzyk
/East News
-
Byłem jak
w amoku. Spaliśmy tam po godzinie, po dwie. Rodziny w ogóle nie spały -
ujawnia w rozmowie z tygodnikiem "Wprost" Dymitr Książek, lekarz LPR,
który towarzyszył rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej w Moskwie. -
W trumny wsadzano czarne worki. Nikt jednak nie sprawdzał, co w nich
jest - podkreśla.
Powrót ostatnich ofiar katastrofy TU 154 M /fot. Stefan Maszewski
/East News
Rozmówca
tygodnika wyjaśnił, co spowodowało, że po tak długim czasie przerwał
milczenie i że od samego początku wiedział, że będą ekshumacje.
- O tym, co widzieliśmy w Moskwie, nie mówiliśmy nic przez dwa i pół
roku. Tak się umówiliśmy. Nawet razem z kumplami, z ratownikami o tym
nie rozmawialiśmy. Kiedy wróciłem do domu 15 kwietnia, powiedziałem
żonie, że jeszcze wszystkich będą ekshumować - podkreśla w rozmowie z
"Wprost" Książek.
Jednocześnie przyznaje, że zarówno on sam, jak i towarzysząca mu
ekipa: dwóch doktorów, dwóch pielęgniarzy i dyrektor - polecieli do
Moskwy w przekonaniu, że będą zajmowali się rodzinami ofiar. Nie
wiedzieli, że będą uczestniczyć w sekcjach zwłok.
- Ekipa naszych patomorfologów liczyła w sumie pięć osób. Oni
wszyscy lecieli z myślą, że włączą się w pracę z Rosjanami i kiedy
wieczornym samolotem przylecą rodziny, to wszystkie ciała będą gotowe do
okazania, do identyfikacji. Mówiło się, że rodziny będą wchodziły,
rozpoznawały, wychodziły i wracały do Polski - relacjonuje.
Ostatecznie okazało się, że uczestnictwo polskich specjalistów w
sekcjach okazało się problemem. - Oni byli poinformowani, że będą
pomagali w sekcjach, w pobieraniu materiału genetycznego, w
identyfikacjach. To są specjaliści wysokiej klasy, a okazało się, że
Rosjanie do niczego nie dopuszczają - akcentuje w rozmowie z "Wprost"
Książek.
"Żadna z rodzin nie może być pewna"
Przypomnijmy, że wątpliwości co do tego, czy w trumnach leżą ciała ich bliskich mają krewni ofiar katastrofy.
-
Będziemy masowo występować z wnioskami o kolejne ekshumacje i badania
sekcyjne - zapowiedział brat jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej
Dariusz Fedorowicz.
- Ostatnie bulwersujące fakty powodują, że żadna z rodzin nie może
być pewna, czy pochowała swoich najbliższych - tłumaczył Fedorowicz w
imieniu rodzin.
Jak zapowiedział, rodziny będą występować z wnioskami o kolejne ekshumacje i badania sekcyjne.
doszło do zamiany tych ciał.
Na rozmowę o pracy przy rozpoznawaniu ofiar zdecydował się po dwóch i pół roku od katastrofy.
Potwierdził, że ciało Pierwszej Damy zostało zidentyfikowane jako
jedno z pierwszych, a on był przy tej identyfikacji. "Jej ciało było
w całości, ale twarz była bardzo zniekształcona" - wspomina.
Przyznał, że przy rozpoznaniu ciała prezydentowej istotnym elementem
okazał się jej pierścionek, który po opisie, podczas rozmowy
telefonicznej, rozpoznała garderobiana Marii Kaczyńskiej.
Dymitr Książek przyznał w rozmowie z "Wprost", że polscy
patomorfolodzy nie byli przez Rosjan dopuszczani praktycznie do żadnych
czynności.
Lekarz opowiedział o szokujących zachowaniach Rosjan.
"W trumny wsadzano czarne worki. I teraz już nie można uwierzyć, że
do tych trumien wkładano właściwe ciała. Nikt tego nie sprawdzał. Na
kanapie wśród tych worków siedziało trzech typków. Coś pili, jedli
kanapki z kiełbasą, a potem wstawali i pakowali do trumien".
Jak przyznał lekarz, tych "pakowaczy" nikt nie pilnował.
Lekarz ujawnia szokujące informacje o zachowaniu Rosjan
Do wstrząsających scen dochodziło też przy przekazywaniu trumien
polskiej stronie. "Kiedy trumnę lakowano, to w sali Rosjanie zrobili
granicę polsko-rosyjską". To był kosmos. Po jednej stronie siedziała
rosyjska celniczka, po drugiej byliśmy my. Wszyscy. Po zalutowaniu
trumna trafiała na polską stronę. Ale rozpętała się kompletna awantura,
bo rodziny chciały wkładać do trumien święte obrazki, modlitewniki
i różańce. Rosjanie nie chcieli się na to zgodzić. To było straszne,
oburzające. Politycy wymogli na Rosjanach, by na to pozwolili -
relacjonuje we "Wprost" Książek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz